Dziś w sieci można kupić prawie wszystko, ale już nie wszystko może trafić do rąk zamawiających. Przekonała się o tym kobieta, której zamówienie zza oceanu trafiło do „celnego aresztu".
Sprawa dotyczyła kilku opakowań hormonów: kremów, tabletek i kapsułek, które z USA zamówiła mieszkanka północnej Polski. Gdy towary dotarły do kraju, agent celny działający z upoważnienia zamawiającej złożył zgłoszenie celne objęcia go procedurą dopuszczenia do swobodnego obrotu.
Służba celna postanowiła jednak bliżej przyjrzeć się sprawie. Na podstawie pisma wojewódzkiego inspektoratu farmaceutycznego ustaliła, że zamówione hormony są produktami leczniczymi. Celnicy wezwali kobietę do niezwłocznego przedstawienia towaru. Poinformowali ją, że nie ma do niej zastosowania art. 68 ust. 5 prawa farmaceutycznego o lekach bez zgłoszenia na własny użytek, bo dotyczy on wyłącznie przywozu produktów leczniczych w ruchu podróżnych, a nie za pośrednictwem przesyłek kurierskich lub pocztowych.
Celnicy wskazali, że jedynym wyjściem jest zgłoszenie towaru do procedury powrotnego wywozu poza obszar celny UE, czyli zwrot przesyłki. W przeciwnym wypadku ją zarekwirują. Kobieta poinformowała, że nie może zwrócić leków, i chciała uregulowania ich sytuacji celnej. Celnicy zajęli jednak towar.
Zamawiająca zażądała zwolnienia leków z „celnego aresztu". Tłumaczyła, że zajęte produkty to hormony używane do łagodzenia skutków menopauzy. Sprowadza je kurierem na użytek własny. Podobne można kupić w Polsce na receptę, ale to preparaty syntetyczne – a te z USA są całkowicie naturalne. Przekonywała, że sporna procedura dotyczy także leków sprowadzanych na własne potrzeby w paczkach.