W 2014 roku udało się znaleźć rozwiązanie tej bolączki: przy okazji tzw. „pakietu onkologicznego", Sejm uchwalił mechanizm tworzenia map potrzeb zdrowotnych. To bardzo ważne rozwiązanie, nie wiadomo jednak, czy znajdzie zastosowanie w kontekście zapowiedzi ryczałtowego finansowania lecznictwa szpitalnego na bazie historycznej.
Nowelizacja zakazuje wypłaty dywidendy wspólnikom spółek zajmujących się działalnością leczniczą, w których większościowy pakiet należy do Skarbu Państwa lub samorządów. Czy taka zmiana nie godzi w prawa mniejszościowych udziałowców?
Zmiana dotyczy spółek, w których podmioty prywatne nabędą udziały już po wejściu w życie nowelizacji, czyli po 15 lipca – nie działa więc wstecz. Natomiast w sposób oczywisty przyczyni się do braku zainteresowania podmiotów prywatnych obejmowaniem udziałów w takich szpitalach, czyli, pośrednio, ograniczy konkurencję. Często pacjenci nie zdają sobie sprawy, że korzystają z usług prywatnego szpitala, który ma kontakt z NFZ-em. A jakość tych usług jest wysoka. Podstawowa opieka zdrowotna w Polsce w 90 proc. jest prywatna. Ponad 90 proc. środków z NFZ idzie do podmiotów prywatnych i znakomitej większości pacjenci są zadowoleni ze świadczeń udzielanych im w gabinecie lekarza rodzinnego.
Natomiast w większości przypadków nie są zadowoleni ze świadczeń udzielanych im w lecznictwie szpitalnym. W tym przypadku relacja jest odwrócona, bo 10 proc. środków z NFZ w lecznictwie szpitalnym trafia do podmiotów prywatnych, a 90 proc. do szpitali publicznych. To nie współgra z uzasadnieniem do projektu nowelizacji ustawy o działalności leczniczej. Wnikało z niego, że zmiany mają wstrzymać dziką prywatyzację. W Polsce szpitali, w których jest minimum 50 łóżek jest około 800. Na przestrzeni ostatnich 15 lat w spółki prawa handlowego zostało przekształconych (skomercjalizowanych) 187 szpitali, a takich, które zostały sprywatyzowane, czyli w których zmienił się właściciel z publicznego na prywatny, jest 36.
Być może te prywatyzacje się nie sprawdziły...
Było kilka takich przypadków, ale podobnie mamy przykłady nierzetelnego zarządzania w szpitalach publicznych. Ani to, kto jest właścicielem, ani w jakiej formie prawnej prowadzony jest szpital nie gwarantuje w 100 proc. tego, że nie dojdzie do zdarzeń, które nie powinny mieć miejsca. Nigdy nie uważałem, że przekształcenie szpitala w spółkę rozwiązuje wszystkie problemy. Jeżeli jednak opieramy działalność szpitala na kodeksie spółek handlowych, to mamy do czynienia z sytuacją w której pewne zachowania i pewna działalność zarządcza jest wymuszona przepisami prawa. Jeśli prezes szpitala działającego w formie spółki dopuści się nieprawidłowości, to odpowiada całym swoim majątkiem. Natomiast kierownik ZOZ na niegospodarność odpowiada tylko na podstawie kodeksu pracy, czyli do wysokości swojego trzymiesięcznego wynagrodzenia.