Mniejsze giełdy również mogą być konkurencyjne

Giełdy to już fintechy – mówi Rainer Riess, dyrektor generalny Federacji Europejskich Giełd Papierów Wartościowych, w rozmowie z Markiem Dietlem, prezesem GPW w Warszawie.

Publikacja: 14.02.2019 21:00

Mniejsze giełdy również mogą być konkurencyjne

Foto: materiały prasowe

Czym pańskim zdaniem jest giełda w dzisiejszym świecie?

Rainer Riess: Jest to działalność, która szybko się zmienia, podobnie jak wiele innych, choć fundamenty giełdy się nie zmieniły. Działalność giełd zasadza się na trzech kluczowych filarach. Po pierwsze – pomagają w finansowaniu gospodarki dzięki pozyskaniu środków przez spółki wchodzące na giełdowy rynek. Po drugie – umożliwiają wyznaczanie cen i kursów, czyli określanie uzasadnionej wyceny aktywów w gospodarce realnej. I wreszcie – wspierają zarządzanie ryzykiem poprzez obrót instrumentami pochodnymi.

To tradycyjne funkcje giełdy, które nadal są aktualne. Jednocześnie klasyczną działalność giełdy uzupełniają dziś usługi rozliczeniowe i rozrachunkowe, sprzedaż danych rynkowych i indeksów oraz inne usługi. W powiązaniu z technologią oznacza to, że sama działalność giełd wciąż podlega istotnym zmianom.

Jak w pańskiej ocenie zmieniać się będzie rynek giełdowy?

Zależy to od decyzji politycznych, które podjąć muszą Europa i europejskie kraje. Bardzo istotne jest wspieranie lokalnych ekosystemów obsługujących lokalne rynki. W Unii Europejskiej złożonej z 27 krajów członkowskich współistnieją różne języki, kultury i historie. W przypadku małych i średnich przedsiębiorstw bardzo ważne jest funkcjonowanie takich lokalnych ekosystemów faktycznie wspierających finansowanie firm. Na przykład lokalne domy maklerskie i firmy doradcze muszą dogłębnie znać działalność przedsiębiorstw. Z drugiej strony ważne jest wychodzenie na globalne rynki kapitałowe, co giełdy czynią za pośrednictwem zagranicznych członków zdalnych, których systemy współpracują z zagranicznymi inwestorami. Moim zdaniem idealny scenariusz polegałby na „wirtualnym" sprowadzeniu globalnego rynku kapitałowego na rynek krajowy, bowiem łączy to lokalną perspektywę z dostępem do międzynarodowej bazy inwestorów.

W odczuciu przeciętnego obywatela czy polityka giełdy służą głównie spółkom do pozyskiwania kapitału, choć faktycznie ich funkcje się rozwinęły. Czy może pan powiedzieć, co oprócz kapitału proponują dziś i w przyszłości giełdy?

Już od wielu lat giełdy funkcjonują jak fintechy. Oprócz notowań oferują w pełni elektroniczny arkusz zleceń i limity cen, umożliwiając pozyskiwanie globalnych inwestorów. Zapewniają szybki dostęp do danych rynkowych i indeksów służących za barometr gospodarczy i umożliwiających inwestycje portfelowe, jak ETF-y. Świadczą usługi rozliczeniowe, zabezpieczając transakcje na rynkach kasowych i terminowych, a także udostępniają wspierające stabilność narzędzia zarządzania ryzykiem. Często odpowiadają za realizację funkcji rozrachunkowych w ramach depozytu papierów wartościowych. Tak więc giełdy to spółki technologiczne, umożliwiające sprawny obrót i zarządzanie ryzykiem dla różnych kategorii aktywów.

W Europie działają trzy grupy podmiotów – duże krajowe giełdy, paneuropejskie platformy typu MTF i średniej wielkości giełdy, a także mniejsze giełdy. Czy w średniej bądź dłuższej perspektywie pańskim zdaniem mniejsze giełdy utrzymają swoją konkurencyjność?

Tak. Podobnie jak w każdej działalności, trzeba kierować się skuteczną strategią. Niektóre giełdy wyspecjalizowały się w niszowych rynkach, jak instrumenty dłużne czy towary. Inne oferują efekt skali. Ale tak – widzę spore korzyści płynące z usług oferowanych w lokalnym ekosystemie, a więc mniejsze giełdy mogą być konkurencyjne. Od strategii danej organizacji zależy, czy potrafi się ona wyróżnić wśród konkurencji i tworzyć wartość dla spółek i klientów.

Jeśli chodzi o małe i średnie przedsiębiorstwa, to każdy polityk czuje się zobowiązany, by wspomnieć o nich jako o kluczowym czynniku sukcesu w Europie. Czy pańskim zdaniem w tym dość mocno regulowanym otoczeniu rynki publiczne to dla MŚP nadal dobra droga dalszego rozwoju? I co w tym kontekście myśli pan o konkurencji pomiędzy private equity a rynkami?

I w Stanach, i w Europie rośnie znaczenie private equity, podobnie jak rośnie też dostępność sporych kwot kapitału typu private equity. Status spółki niepublicznej zapewnia określone korzyści, jak brak obowiązków informacyjnych wobec zewnętrznych interesariuszy czy mniejsze obciążenia administracyjne. W tym sensie nastąpiło pewne przesunięcie, więc regulatorzy muszą lepiej wykalibrować system – tak, by mniejszym spółkom łatwiej było wejść na rynek. Również na szczeblu europejskim musimy się zastanowić, jak przekierować więcej inwestycji instytucjonalnych do sektora MŚP. Ale po pewnym czasie większość inwestorów private equity szuka możliwości zbycia inwestycji i wchodzi na rynek.

A co do perspektywy makro, to pojawia się pytanie, jakie mają być rynki kapitałowe i jak ma funkcjonować nasze społeczeństwo – w jakim stopniu ma być „prywatne", a w jakim „publiczne"? Dając ludziom możliwość odkładania środków na emeryturę poprzez inwestycje w akcje, a zarazem umożliwiając im udział w produktywnym kapitale i uczestnictwo w procesach zarządzania, tworzymy poczucie obywatelskiej współwłasności spółek publicznych. Jeśli zaś tworzenie wartości w naszym społeczeństwie miałoby się ograniczać wyłącznie do wąskiej grupy właścicieli kapitału private equity, prowadziłoby to w dłuższej perspektywie do problemów w całym społeczeństwie.

Skoro już pan do tego nawiązał, to jaki jest wpływ giełd na społeczeństwo?

Giełdy oddziałują na społeczeństwo w wielu wymiarach. Przed chwilą wspomniałem o inwestycjach private equity. Ale giełdy zapewniają też stabilność finansową, uczciwość i sprawiedliwość o wymiernych skutkach społecznych. Organizujemy rynki, które wszystkich traktują równo. Wracając do zasadniczej misji giełdy, właśnie dlatego martwi mnie kwestia kształtowania cen w Europie, która została osłabiona jak chyba nigdy wcześniej. Średni udział rynkowy funkcjonujących w przejrzysty sposób giełd w Europie wynosi zaledwie 40 proc. czy nawet mniej. Większość rynku przypada na mniej przejrzyste platformy. Rynki transakcji bezpośrednich przechodzą istny renesans. Giełdy papierów wartościowych po kryzysie funkcjonowały jako stabilizator gospodarki, a więc i społeczeństwa, podczas gdy banki i dilerzy nie byli w stanie świadczyć swych usług. Z tego kryzysu płynie wniosek, że musimy wzmacniać mechanizmy zapewniające uczciwość, sprawiedliwość i przejrzystość. Jest to jeden z celów dyrektywy MiFID II i musimy zadbać o jego realizację. Nie można pozwolić na to, by europejskie rynki stawały się coraz mniej przejrzyste, a ich uczestnicy czerpali korzyści z funkcjonowania na nierównym polu gry. Giełdy to komercyjne przedsiębiorstwa, dla których stabilność finansowa, uczciwość i sprawiedliwość leżą u podstaw modelu biznesowego.

Czym pańskim zdaniem jest giełda w dzisiejszym świecie?

Rainer Riess: Jest to działalność, która szybko się zmienia, podobnie jak wiele innych, choć fundamenty giełdy się nie zmieniły. Działalność giełd zasadza się na trzech kluczowych filarach. Po pierwsze – pomagają w finansowaniu gospodarki dzięki pozyskaniu środków przez spółki wchodzące na giełdowy rynek. Po drugie – umożliwiają wyznaczanie cen i kursów, czyli określanie uzasadnionej wyceny aktywów w gospodarce realnej. I wreszcie – wspierają zarządzanie ryzykiem poprzez obrót instrumentami pochodnymi.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację