Rzeczpospolita: 35 procent wyborców poparło w niedzielę kandydatkę skrajnej prawicy. Co to oznacza dla przyszłości francuskiej polityki?
Emmanuel Riviere: W 2002 r., kiedy Jean-Marie Le Pen dostał się do II tury wyborów prezydenckich, głosowało na niego nieco ponad 5 mln Francuzów. Tym razem jest to przeszło dwa razy więcej. A wiadomo, że jak raz odda się głos na Front Narodowy, można łatwo to powtórzyć. Tabu znika. To pierwsza zasadnicza zmiana. Druga polega na tym, że Nicolas Dupont-Aignan, polityk może mało znany w Polsce, ale który zdobył jednak 5 proc. głosów, przyłączył się do Le Pen. A do tej pory nigdy nie zrobiła tego formacja, która nie wywodzi się ze skrajnej prawicy. To może być więc początkiem całkowitej przebudowy francuskiej prawicy.
Front Narodowy może stać się największą partią kraju po wyborach parlamentarnych w czerwcu?
Aby doszło do rozbicia Republikanów i przyłączenia się części z nich do FN, Marine Le Pen musiałaby zdecydowanie otworzyć swoją partię na bardziej umiarkowany elektorat. Ale widzę tu trzy przeszkody. Po pierwsze, Republikanie w wyborach prezydenckich osiągnęli znacznie lepszy wynik niż Partia Socjalistyczna: François Fillon dostał w końcu tylko o 1,5 pkt proc. mniej od Le Pen, to nie jest więc taka katastrofa jak na lewicy. Po wtóre, w czerwcu wielu deputowanych umiarkowanej prawicy może uznać, że jednak bezpieczniej jest wystąpić w barwach Republikanów, oprzeć się na lokalnych, silnych strukturach partii. Tym bardziej że wielu wyborców konserwatystów chce rewanżu za wybory, które z powodu afer korupcyjnych Fillona zostały im niejako „skradzione". I jeśli FN będzie miał powiedzmy 20 deputowanych, a Republikanie 150 czy 200, Le Pen trudno będzie pretendować do roli lidera, który przebuduje francuską prawicę. Wreszcie trzecia przeszkoda: Le Pen zmarnowała wielką okazję do przekonania do siebie umiarkowanych wyborców, jaką była debata telewizyjna w środę z Macronem. Okazała się radykalna, wywoływała niepokój, czasem śmiech. Z góry było wiadomo, że nie wygra wyborów prezydenckich, ale gdyby pokazała obraz odpowiedzialnego polityka, z którym można prowadzić normalną debatę na temat programu, to „odczarowanie" FN zostałoby dokonane. A tak Francuzi znów zobaczyli ugrupowanie rasistowskie, nietolerancyjne, brutalne, na które większość z nich nie będzie chciała głosować.
To oznacza, że Macron zdoła oprzeć się na stabilnej większości parlamentarnej, przeprowadzić zapowiadane reformy?