Dąbrowska: Powstanie lewicowej listy wymuszą Grzegorz Schetyna i ludowcy

„Czas na robienie fochów już się skończył" – komentował na Twitterze szanse na powstanie szerokiej koalicji lewicy jeden z internautów.

Aktualizacja: 08.07.2019 12:08 Publikacja: 07.07.2019 18:56

Dąbrowska: Powstanie lewicowej listy wymuszą Grzegorz Schetyna i ludowcy

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

To, czy partie lewicowe pójdą razem, zależy najbardziej od Grzegorza Schetyny. To jego decyzja o przygarnięciu SLD lub Wiosny (choć ta ma raczej małe szanse) stworzy lub zamknie przestrzeń dla lewicowej koalicji, która zagospodarowałaby wszystkie kawałki lewicowego elektoratu i mogła zrobić wynik nawet powyżej 10 proc.

W PO powoli rośnie rezerwa, by pójść do wyborów razem z Sojuszem. Lokalnie szefowie struktur narzekają na kandydatów oferowanych przez SLD, którzy albo nie mają znanych nazwisk, albo mają znane, ale kojarzące się za bardzo z przeszłością. – Takich rodzynków jak Miller, Cimoszewicz, Belka czy Liberadzki nie było wiele – mówi jeden z polityków PO, szef dużego regionu. – Może i politycy tacy jak Joanna Senyszyn czy Marek Dyduch przynieśliby liście kilka punktów, ale jeszcze więcej odbiorą, bo mają duży negatywny elektorat i źle się kojarzą – dodaje.

PSL notowania ma niższe niż SLD, ale za to nazwiska ludowców nie odpychają bardziej tradycyjnego elektoratu PO. Dlatego atmosfera do rozmów na lewicy robi się coraz lepsza. „Obiecuję przez pewien czas gryźć się w język" – zapewnia na Twitterze lider Sojuszu Włodzimierz Czarzasty. I dodaje: „Będziemy rozmawiać. Czas arogancji się kończy".

Na zdjęciu poniżej Adrian Zandberg z Robertem Biedroniem i odesłanie do tekstu w „Krytyce Politycznej" pod wszystko mówiącym tytułem „Zróbmy wreszcie tę koalicję".

Od początku na taki rozwój wydarzeń liczyła Lewica Razem z RSS Ikonowicza. Może dlatego, że jako środowiska najbardziej na lewo nie dążyły do koalicji z PO i konsekwentnie wzywały do budowania lewicowej listy. Co więcej, nawet gdyby nie dało się namówić na to innych partii z większym poparciem Lewica Razem i tak wystawiłaby swoich kandydatów, nawet gdyby miała powtórzyć słaby wynik z wyborów europejskich. Nic więc dziwnego, że Zandberg na Twitterze wzywa: „Do wyborów zostały trzy miesiące. Nie ma już czasu na niezdecydowanie i dziwaczne tańce godowe. Każdy kolejny tydzień kręcenia się w miejscu sprzyja rządzącym. Kto buduje lewicę, a kto pakuje się na talerz Grzegorza Schetyny? Czas na decyzje".

I tylko chyba jeszcze Robert Biedroń, który do niedawna piał z zachwytu nad tym, że Wiosna jest „trzecią siłą w polskiej polityce", nie ma odwagi spojrzeć prawdzie w oczy i marzy o „wielkiej koalicji opozycji" oraz nawróceniu się PSL na lewicową czy chociaż liberalną wrażliwość i otwartość na środowiska LGBT+. Poza tym lider Wiosny sprawia wrażenie bez reszty pochłoniętego sprawami Parlamentu Europejskiego i sprawowaniem swojego nowiutkiego mandatu europosła.

A jakie konsekwencje powstanie lewicowej listy miałoby dla sceny politycznej? Dwie listy opozycji: centrowo-chadecka i lewicowa, to jedyny sposób na zagospodarowanie całej przestrzeni anty-PiS. W takim układzie nie marnują się głosy PSL holowanego przez PO, a lewica przekracza próg i przy sprawnej kampanii może liczyć na niezły wynik, może nawet dwucyfrowy. Kłopoty z tożsamością i spoistością takiego klubu parlamentarnego mogą się zacząć później, gdyby opozycja chciała utworzyć rząd. Na razie jednak sondaże nie dają jej na to szans.

Dodatkowym argumentem za takim układem jest trudność dla PiS, który straciłby sporo amunicji do ataku na PO, a zyskał za to przeciwnika krytykującego go z lewa, także za źle wydawane pieniądze w sferze socjalnej i publicznej.

Jest to także jedyny układ, w którym lewica może zaryzykować pójście jako koalicja, licząc na łatwiejsze przekroczenie podwyższonego progu koalicyjnego, nie trzeba będzie wtedy tworzyć żadnej „partii parasolowej" ani zatrudniać prawników do opracowania formuły startu.

To, czy partie lewicowe pójdą razem, zależy najbardziej od Grzegorza Schetyny. To jego decyzja o przygarnięciu SLD lub Wiosny (choć ta ma raczej małe szanse) stworzy lub zamknie przestrzeń dla lewicowej koalicji, która zagospodarowałaby wszystkie kawałki lewicowego elektoratu i mogła zrobić wynik nawet powyżej 10 proc.

W PO powoli rośnie rezerwa, by pójść do wyborów razem z Sojuszem. Lokalnie szefowie struktur narzekają na kandydatów oferowanych przez SLD, którzy albo nie mają znanych nazwisk, albo mają znane, ale kojarzące się za bardzo z przeszłością. – Takich rodzynków jak Miller, Cimoszewicz, Belka czy Liberadzki nie było wiele – mówi jeden z polityków PO, szef dużego regionu. – Może i politycy tacy jak Joanna Senyszyn czy Marek Dyduch przynieśliby liście kilka punktów, ale jeszcze więcej odbiorą, bo mają duży negatywny elektorat i źle się kojarzą – dodaje.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty
Komentarze
Izabela Kacprzak: Ministrowie i nowi posłowie na listach do europarlamentu to polityczny cynizm Donalda Tuska