Korespondencja z Brukseli
Beata Szydło, wbrew woli 27 państw UE, zdecydowanie sprzeciwiła się propozycji odnowienia kadencji Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Gdy spektakularnie przegrała, nie doprowadzając nawet do szerszej debaty na ten temat, postanowiła zablokować prace szczytu.
Na koniec spotkania przywódców oświadczyła, że nie może poprzeć konkluzji, czyli dokumentu zawierającego wnioski ze szczytu. – To cyniczne, infantylne – ocenił Charles Michel, premier Belgii. Na reakcję premier Szydło, że „Polska ma swoje zasady" miał odpowiedzieć prezydent Francji François Hollande: „Wy macie swoje zasady, my mamy fundusze strukturalne", czyniąc aluzję do faktu, że Polska jest największym biorcą unijnych funduszy z polityki spójności.
Po raz pierwszy w tym gronie padła groźba finansowa. To oznacza, że cierpliwość partnerów Polski powoli się wyczerpuje. Beata Szydło próbowała potem minimalizować to zagrożenie, mówiąc, że to „szantaż polityka, który ma 4-proc. poparcie i wkrótce pożegna się ze swoim urzędem".
Jednak nie tylko Hollande był poirytowany postawą polskiej premier. Nie chodziło o sam sprzeciw wobec Tuska, ale o to, że Polska próbowała szantażować inne państwa UE. Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu z Warszawy dochodziły sygnały, że polski rząd szuka proceduralnych sposobów zablokowania wyboru Tuska na drugą kadencję i rozważa blokowanie szczytu. Bo samej decyzji zawetować nie mógł, gdyż unijny traktat przewiduje, że jest ona podejmowana większością głosów.