Odpowiedzi na pytanie dotyczące wyznania można udzielić trojako: określić swoje wyznanie, stwierdzić brak jakiejkolwiek przynależności lub odmówić deklaracji.
– Takie informacje mogą się rządzącym przydać do ukierunkowania polityki państwa. Jeśli by się okazało, że jakieś nowe wyznanie zaczyna w Polsce mieć coraz większe znaczenie i podziela je już istotna część społeczeństwa, można się zastanowić nad prawnym uregulowaniem jego sytuacji – tłumaczy prof. Marek Zubik, sędzia Trybunału Konstytucyjnego.
Zgodnie z art. 25 konstytucji władza, Kościoły i związki wyznaniowe są autonomiczne i niezależne od siebie. Zakłada się jednak, że stosunki między nimi określane są w ustawach lub umowach. Zdaniem dr hab. Pawła Boreckiego dane ze spisu powszechnego na ten temat mogą być niemiarodajne.
– Część osób z obawy przed represją polityczną ze strony władzy identyfikującej się z katolicyzmem odpowie na to pytanie niezgodnie z prawdą. Z podobnego powodu niedoszacowane mogą się okazać mniejszości wyznaniowe – komentuje. Podkreśla, że deklaracje związane z tak delikatnymi pytaniami należy interpretować w warunkach danego kraju. Jego zdaniem brak deklaracji może być odebrany jako określenie się jako „niekatolik", co już jest w pewnym sensie określeniem wyznania.
Jeszcze przed rozpoczęciem spisu w internecie pojawiło się wiele kampanii edukacyjnych, których celem było zwiększenie świadomości Polaków na temat ewidencji ludności i zagadnień w niej podejmowanych.
„Wyznanie ma szczególne znaczenie. Od lat mówi się, że 96 proc. Polaków i Polek to katolicy i katoliczki (dane ze spisu w 2011 r.). Trudno uwierzyć, że tak jest naprawdę, skoro tylko 27 proc. z nas regularnie uczestniczy w mszach" – można przeczytać na stronie chcesieliczyc.pl. Zaczęto się więc zastanawiać, czy zmiana tej tendencji doprowadzi do politycznej refleksji.