Według SN brak rejestracji umowy koalicyjnej PiS z Polską Razem i Solidarną Polską, co było przedmiotem jednego z protestów wyborczych, mogło być wadą jesiennych wyborów, ale nie miało wpływu na ich wynik.
Sędzia Teresa Flemming-Kulesza, prezes Izby Pracy, powiedziała w uzasadnieniu, że faktem było nieprzedłożenie PKW do rejestracji umowy koalicyjnej, a na listach wyborczych PiS byli kandydaci Polski Razem ZP i SP, ale to do partii należy wybór, czy chcą utworzyć koalicję i kalkulacja korzyści oraz niekorzyści, jakie płyną z takiej decyzji. W tej sytuacji SN uznał, że partie nie utworzyły koalicji, więc przepis o obowiązku rejestracji umowy nie miał do niej zastosowania.
SN przypomniał, że w wyborach z 2005 i 2011 r. zdarzało się, że kandydaci należący do jednej partii kandydowali z list innych partii i wtedy także stwierdzano, że nie było to niezgodne z prawem wyborczym.
Nie jest tak, że w trakcie wyborów nie było w ogóle nieprawidłowości. Do SN zgłoszono 77 protestów wyborczych, które trzyosobowe składy SN rozpatrywały wcześniej na osobnych posiedzeniach.
44 protesty SN pozostawił bez dalszego biegu jako przedwczesne lub wniesione po terminie bądź wreszcie bez podstawy prawnej.