Po ponad trzech latach sporu Polski z Brukselą o praworządność można odnieść wrażenie, że taktyka PiS podważania wiarygodności Timmermansa to niebezpieczny precedens. Tymczasem znacznie dalej idzie socjalistyczny rząd w Rumunii. Nie tylko publicznie kwestionuje zarzuty Komisji Europejskiej, ale też rozpoczął dochodzenie przeciw komisarzom. Rumuńska prokurator Adina Florea chce oskarżyć Timmmermansa, wiceszefa KE odpowiedzialnego za praworządność, oraz Verę Jurową, komisarz sprawiedliwości, o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Miałoby do niej należeć dwoje Rumunów: prokurator Augustin Lazar, znienawidzony przez rząd obrońca ataków na wymiar sprawiedliwości, i Augustina Cristea, szefowa przedstawicielstwa UE w Bukareszcie. Komisja broni komisarzy i przypomina, że nie można ich skazać w czasie trwania mandatu.
Czytaj także: Podwójne standardy Timmermansa
– Wszyscy unijni komisarze w trakcie wykonywania obowiązków podlegają jurysdykcji unijnego Trybunału Sprawiedliwości, a nie instytucji narodowych – powiedział rzecznik KE Margaritis Schinas.
Przestępstwo całej czwórki miałoby polegać na sporządzeniu wydanego w listopadzie 2018 r. „fałszywego", bo bardzo krytycznego, raportu o stanie sądownictwa i korupcji w Rumunii. Zwraca on uwagę na naciski polityczne na sądy i na wycofanie się rządu z walki z korupcją.
Raport jest coroczny, sporządza się go, od kiedy Rumunia weszła do UE (1 stycznia 2007 r.), w ramach tzw. mechanizmu współpracy i weryfikacji. Rumunii i Bułgarii zaoferowano członkostwo niejako warunkowo. Oba kraje zgodziły się na ten mechanizm i mają wypełniać rekomendacje Komisji ws. reformy sądownictwa, walki z korupcją oraz – dodatkowo Bułgaria – walki z przestępczością zorganizowaną. Rumunia miała nadzieję, że Bruksela w ostatnim raporcie pochwali ją za osiągnięcia i zapowie zniesienie mechanizmu, tak jak wobec Bułgarii. Nie tylko tego nie zrobiła, ale jeszcze do 12 obecnych rekomendacji dodała 8 nowych.