Korespondencja z Brukseli

AstraZeneca złożyła we wtorek wniosek do Europejskiej Agencji Leków (EMA) o warunkową autoryzację szczepionki. - Jest szansa na wydanie decyzji 29 stycznia - powiedziała Sandra Gallina, dyrektor generalna w Dyrekcji ds. Zdrowia Komisji Europejskiej. Włoszka jest główną negocjatorką unijną umów z koncernami farmaceutycznymi na dostawy szczepionek do 27 państw członkowskich. Wszystkie, w tym Polska, zgodziły się, żeby zakupów dokonywać wspólnie, co pozwala na zwiększenie siły przetargowej i uzyskanie niższych cen. Na razie UE ma zagwarantowane 600 mln dawek od BioNTech/Pfizer, 160 mln od Moderny i - prawdopodobnie już niedługo - 400 mln od AstraZeneca. Liczba dawek od BioNTech/Pfizer może być natychmiast zwiększona, bo EMA autoryzowała wykorzystanie 6 zamiast 5 dawek z każdej fiolki. Państwa członkowskie mogły same zdecydować o podaniu 6. dawki, ale bez zgody EMA nie miałyby na to gwarancji ze strony producenta. Innymi słowy, gdyby coś poszło źle ze szczepieniami, nie mogłyby dochodzić odszkodowań od BioNTech/Pfizer.

Ta kwestia - odpowiedzialności producenta - to jeden z głównych powodów, dla których negocjacje z producentami zajęły więcej czasu. UE jest teraz krytykowana za zbyt późne podpisanie kontaktu z BioNTech/Pfizer (w listopadzie) i zbyt późną autoryzację tej szczepionki przez EMA (21 grudnia). Wielka Brytania zrobiła to trzy tygodnie wcześniej, co jest jednym z powodów większego zaawansowania w akcji szczepień. Sandra Gallina tłumaczyła to właśnie kwestiami warunków kontraktu - Brytyjczycy w razie problemów nie mogą dochodzić swoich roszczeń od producenta. Po drugie, kluczowa jest cena. Choć szczegóły nie są ujawniane, to wiadomo, że Londyn płaci znacznie więcej za szczepionki niż Unia. - Cena miała dla nas znaczenie, bo chodziło o to, żeby wszystkie państwa UE było stać na szczepionkę — powiedziała Gallina. Według niej państwa negocjując indywidualnie nie miałyby szans na takie warunki, jakie udało się uzyskać wspólnie. Również teraz, gdy potrzebne są nowe dostawy, UE może to zrobić skuteczniej. W ten sposób w ubiegłym tygodniu wynegocjowała dodatkowe 300 mln dawek od BioNTech/Pfizer. W sumie UE na program szczepień na początku wyasygnowała 2 mld euro, podczas gdy USA - 12 mld dolarów.

Zaawansowanie w szczepieniach powoli przestaje być tylko rezultatem unijnych negocjacji z koncernami, ale zaczyna zależeć od przygotowania poszczególnych krajów do takiej masowej akcji. Ze statystyk opublikowanych przez dziennik „Financial Times” wynika, że Dania - korzystająca z unijnych dostaw - zaszczepiła 2 procent populacji, tyle samo co USA i Wielka Brytania, które rozpoczęły szczepienia kilka tygodni wcześniej. Polska według tego zestawienia zaszczepiła 0,5 proc. ludności, co daje nam miejsce w środku tabeli w UE.

Wspólne negocjacje i zakupy oznaczają, że państwa członkowskie nie mogą podpisywać kontraktów indywidualnych z koncernami farmaceutycznymi. W mediach pojawiły się doniesienia, że niektóre - np. Niemcy - to zrobiły, ale unijna negocjatorka zaprzecza. - Nie widziałam żadnych takich kontraktów. A nawet jakby ktoś chciał takie zawrzeć, to będą one realizowane na samym końcu, dopiero jak koncerny dostarczą wszystkie zakontraktowane przez UE dawki - powiedziała Sandra Gallina. W systemie zakupów unijnych każde państwo dostaje dawki w proporcji do liczby ludności.