Alexander Zverev dziesiątym tenisistą świata

Trwa szybkie dojrzewanie Alexandra Zvereva. Po sukcesie w Rzymie jest dziesiątym tenisistą świata. Co dalej?

Publikacja: 22.05.2017 19:45

Alexander Zverev dziesiątym tenisistą świata

Foto: AFP

Odpowiedź, gdzie powinien zajść talent z Niemiec, jest prosta: na sam szczyt. Pytanie brzmi tylko – kiedy.

– W Paryżu najmocniejszym kandydatem do wygranej będzie ciągle Rafael Nadal. Dominic Thiem pokazał, że też świetnie potrafi grać na kortach ziemnych. Wygrałem na Foro Italico, więc muszę być na tej liście, nawet jeśli sądzę, że faworytem nie jestem – powiedział skromnie Zverev (dla rodziców wciąż Sasza, w domu mówi się po rosyjsku) w Rzymie po finałowym zwycięstwie nad Novakiem Djokoviciem.

– Gdy miałem 12 lat, to myślałem, że do ukończenia 20 lat wygram już ze cztery turnieje Wielkiego Szlema. Bardziej realnie zacząłem patrzeć na te sprawy, gdy skończyłem 16 lat i wtedy nawet nie wyobrażałem sobie miejsca w pierwszej dziesiątce świata przed dwudziestką. Może dlatego teraz tak mnie to cieszy – dodał.

Dowiedzieć się więcej o Saszy niełatwo, gdyż jego agent Patricio Apey (Chilijczyk z firmą w Londynie) strzeże go jak może przed występami publicznymi i przed konkurencją, zwłaszcza IMG. Nakręcić reklamę wideo dla Adidasa – tak, podpisać kontrakt ze szwajcarskim producentem luksusowych zegarków Richardem Mille'em (tym samym, który już ma za ambasadora marki Rafaela Nadala) – oczywiście. Inne spotkania i występy – jak najmniej, spotkania z mediami – niechętnie.

Apey, agent ze sporym doświadczeniem zdobytym przy współpracy m.in. z Andym Murrayem, Gabrielą Sabatini i Petrem Kordą, podpisał trzy lata temu kontrakt z nastolatkiem, nie widząc nawet jednego meczu Zvereva.

– Pierwszy raz w życiu mi się to zdarzyło, ale wiedziałem, że warto – mówi Apey. Agent od początku miał plan długoterminowy – krok po kroku stworzyć tenisistę kompletnego. Ten proces wciąż trwa, choć młodzieniec zaczął wyraźnie wyprzedzać założenia planu.

Od tenisa był z oczywistych powodów ojciec. Kompetencje Aleksandra Michajłowicza (to po nim Sasza dostał imię), rocznik 1960, zasłużonego mistrza sportu ZSRR, uczestnika wielu meczów w Pucharze Davisa, zwycięzcy turnieju Przyjaźń '84, trzykrotnego singlowego mistrza kraju i czterokrotnego w deblu, także mistrza Europy (1982) – były udowodnione, nawet jeśli senior w nielicznych meczach z zachodnimi profesjonalistami wiele nie wygrał. Do dziś jednak powtarza synom – radziecki tenis w latach gry Aleksandra Metrewelego, Andrieja Czesnokowa, Konstantina Pugajewa albo Siergieja Leoniuka był najlepszy na świecie. Sasza się śmieje, choć żałuje, że na YouTubie nie ma filmów z tego czasu. Jednak jak ojciec orzekł, że w sporcie nie ma miejsca na nikotynę i alkohol – posłuchał i słucha do dziś.

W Australian Open '85 i Wimbledonie '86 Sasza senior zagrał, choć tylko po jednej rundzie. Całe zawodowe życie, czyli sześć lat w challengerach ATP, dało mu niewiele ponad 24 tysiące dolarów zysku. W 1991 roku dostał szansę wyjazdu do pracy w Niemczech. To były czasy wielkich zwycięstw niemieckiego tenisa, grali Boris Becker i Steffi Graf. Pojechali z żoną Iriną Władymirowną (też niezłą tenisistką, na kortach znaną pod nazwiskiem Fatiejewa) i czteroletnim synem Michaiłem (dziś Mischą). Robota czekała w Hamburgu, w klubie Uhlenhorster HC. Tam Mischa był pierwszym z synów, który wyuczył się tenisowego fachu. W 1997 roku przyszedł na świat Sasza i od czwartego roku życia też nie wypuścił rakiety z dłoni. Ale – co mocno podkreślają rodzice i potwierdza tenisista – wybrał tę drogę sam.

Zanim Patricio Apey zatrudnił do wzmocnienia Saszy Jeza Greena, świetnego fachowca, byłego trenera przygotowania fizycznego Andy'ego Murraya, ojciec do spółki ze starszym synem zadbali, by młodszy umiał wygrywać z rówieśnikami. Wygrywał w Niemczech, na Florydzie, w 2013 roku był już najlepszym juniorem świata – z tytułem mistrza Australian Open i wicemistrza Roland Garros. Niemiecki triumfator Wimbledonu Michael Stich zauważył talent wyrośniętego młodzieńca i dał mu rok później dziką kartę do challengera w Brunszwiku. Zverev junior wygrał, by parę tygodni później dotrzeć do półfinału poważnego turnieju w rodzinnym Hamburgu.

W kwestii wykształcenia ogólnego też wszystko poszło zgodnie z planem: gimnazjum w Hamburgu, sportowa szkoła w Mannheim, gdzie mógł się pojawiać raz na cztery tygodnie. Po dziesiątej klasie skończył edukację. Pojawiło się wsparcie niemieckiego związku tenisowego, pojawili się pierwsi sponsorzy, pojawił się Apey. Kolejne miesiące to już czas zachwytów: Sasza pędził w górę rankingów i od czasu do czasu wygrywał z kimś wielkim: Stanem Wawrinką w St. Petersburgu, Rogerem Federerem w Halle, teraz z Djokoviciem w Rzymie.

Życie obu braci Zverevów (Mischa po kontuzji wznowił karierę) nabrało w dwa lata barw, o jakich ich rodzice chyba nie marzyli: oprócz bazy w Hamburgu mają apartament w Saddlebrook na Florydzie, gdzie Sasza kiedyś trenował w akademii tenisowej. Doszło też mieszkanie w Monte Carlo, ze względów wiadomych – w księstwie nie płaci się podatków.

W pierwszej dziesiątce świata było dotychczas pięciu Niemców: Becker w 1985 roku, potem kolejno Stich, Tommy Haas, Nicolas Kiefer i Rainer Schuettler, ten ostatni w czerwcu 2003 roku. Długie czekanie się skończyło. Syn rosyjskich imigrantów przywrócił niemieckiemu tenisowi dumę i nadzieję.

Jak dobrze pójdzie, Sasza będzie pierwszym, który w listopadzie zagra w turnieju Masters oraz w finale dla najzdolniejszych z młodego pokolenia – NextGen ATP Finals. W jednej klasyfikacji jest czwarty, w drugiej zdecydowanie prowadzi. Wyżej tylko niebo, najpierw nad Paryżem.

Odpowiedź, gdzie powinien zajść talent z Niemiec, jest prosta: na sam szczyt. Pytanie brzmi tylko – kiedy.

– W Paryżu najmocniejszym kandydatem do wygranej będzie ciągle Rafael Nadal. Dominic Thiem pokazał, że też świetnie potrafi grać na kortach ziemnych. Wygrałem na Foro Italico, więc muszę być na tej liście, nawet jeśli sądzę, że faworytem nie jestem – powiedział skromnie Zverev (dla rodziców wciąż Sasza, w domu mówi się po rosyjsku) w Rzymie po finałowym zwycięstwie nad Novakiem Djokoviciem.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Tenis
Hubert Hurkacz w imponującym stylu zaczął turniej w Madrycie
Tenis
WTA Madryt. Magda Linette przegrała z Aryną Sabalenką po dwugodzinnej bitwie
Tenis
Zendaya w „Challengers”. Być jak Iga Świątek i Coco Gauff
Tenis
Iga Świątek wygrywa pierwszy mecz w Madrycie. Niespodziewane kłopoty w końcówce
Tenis
Iga Świątek czeka na pierwszy sukces w Hiszpanii. Liderka rankingu zaczyna dziś turniej w Madrycie