Kiedy w ubiegłym roku udało jej się to podczas Roland Garros, wszyscy byli zaskoczeni, sama tenisistka też. To był pierwszy rok Igi Świątek w dorosłym zawodowym tenisie. Mówiła wprawdzie, że triumf w juniorskim Wimbledonie nauczył ją życia w medialnym zgiełku, ale to jednak była trochę inna liga.
Po paryskich zachwytach przyszło rozczarowanie porażką w pierwszej rundzie już dorosłego Wimbledonu i decyzja, by po US Open (przegrana w drugiej rundzie) zakończyć sezon i wyleczyć kontuzję stopy. Wchodzeniu w tenisową dorosłość towarzyszyły też zabiegi biznesowe, które podejmował ojciec tenisistki, nieukrywający w wywiadach, że współpraca ze wspierająca karierę Igi Świątek agencją Warsaw Sport Group już go nie interesuje.
W tej sytuacji po ponad czterech miesiącach bez rywalizacji w turniejach można było mieć obawy, jak nastolatka, którą w tym roku czeka matura, spisze się w Melbourne. Zaczęła znakomicie, w trzech meczach nie oddała rywalkom ani jednego seta i minionej nocy zmierzyła się z rozstawioną z nr 28 Estonką Anett Kontaveit.
Bez wątpienia jedną z bohaterek tegorocznego turnieju jest Tunezyjka Ons Jabeur – jak o niej piszą media, najlepsza tenisistka w historii krajów arabskich. W przeszłości z tego regionu wywodziło się kilku wybitnych graczy, ale tylko z dwóch krajów – Egiptu (Ismail El Shafei) oraz przede wszystkim Maroka (Hicham Arazi, Karim Alami, Younes El Aynaoui). O tenisistkach było cicho, dopóki nie pojawiła się Tunezyjka Selima Sfar, pierwsza muzułmanka, która na początku XXI wieku awansowała do czołowej setki rankingu WTA i teraz pomaga rodaczce, która gra piękny, finezyjny tenis.
Jabeur pokonała w Australii Chinkę Qiang Wang, pogromczynię Sereny Williams. Jej następna rywalka to urodzona w Moskwie Amerykanka Sofia Kenin. Ona z kolei zakończyła australijską przygodę Coco Gauff, kreowanej już w USA na supergwiazdę, kandydatkę do wielkiej sławy i jeszcze większych pieniędzy. Ta gorączka rośnie wraz z tym, jak widać coraz wyraźniej, że czas sióstr Williams się kończy.