Oczywiście chodzi o odcinek planowanego gazociągu Nord Stream 2 na duńskich wodach terytorialnych - w pobliżu wyspy Bornholm. Ale brak zgody Kopenhagi byłby ciosem dla całego projektu.
Dotychczas Duńczycy wydając zgodę na budowę na swoich wodach terytorialnych interesowali się tylko względami ochrony przyrody. Zgodnie z projektem ustawy, który jak podkreśla portal EUobserver, popiera nie tylko rząd, ale i główne siły opozycji, należy brać pod uwagę także względy bezpieczeństwa, polityki zagranicznej i obronnej.
Decydujące zdanie w takiej sprawie miałby resort dyplomacji. A w odniesieniu do Nord Stream 2 jest ono negatywne.
Nie wiadomo tylko, czy Kopenhaga zdąży zastosować swoją ustawę. Weszłaby ona w życie na początku 2018 roku. Zdominowana przez rosyjski Gazprom spółka Nord Stream AG złożyła wniosek już w kwietniu tego roku. I, jak podaje na swojej stronie internetowej, chciałaby, aby "przed końcem 2019 roku", nowy gazociąg już pracował.
Moskwa ma nadzieję, że Kopenhaga nie zdąży zastosować nowej ustawy. Albo nie będzie mogła zablokować budowy gazociągu z innego powodu. Na przykład dlatego, że kilka lat wcześniej zgodziła się na budowę gazociągu Nord Stream 1, przebiegającego - przynajmniej na tym odcinku - mniej więcej po tej samej trasie, co planowany Nord Stream 2.