Od 1 lipca Białorusini przestaną być „milionerami". Do obiegu wchodzą nowe ruble, które będą miały o cztery zera mniej niż dotychczasowe. Od miesięcy białoruskie sklepy podają cenę towarów zarówno w starej, jak i w nowej walucie. Białorusini niepokoją się jednak, że lipcowa denominacja może odbić się na cenach, które w ostatnich latach znacząco wzrosły.

Tymczasem prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko uspokaja, że do wzrostu cen nie dojdzie. Co więcej, zagroził „oderwaniem głowy" tym przedsiębiorcom, którzy te ceny podniosą.

– Denominacja nie spowoduje wzrostu cen. To mogę wam zagwarantować. Będziemy za to odrywać głowy, jeżeli ktoś spróbuje skorzystać na tym procesie – powiedział białoruski prezydent. – Powinienem na to reagować, będziemy kontrolować ceny, nawet jeżeli to komuś z handlarzy się nie podoba. Nie będziemy jednak przesadzać, za bardzo naciskać – twierdzi.

W ostatnich latach białoruski rubel sporo stracił na wartości. Jeżeli jeszcze w 2010 roku za jednego dolara na Białorusi płaciło się 3 tys. rubli, to teraz kosztuje on aż 20 tys. rubli. Z kolei płaca minimalna wynosi tam 2,1 mln rubli (równowartość 400 złotych). Po 1 lipca pensja ta ma wynosić jedynie 200 rubli.