Marta* jest bladziutka, milcząca. Dopiero obudziła się z narkozy. Nie chce rozmawiać. Mówi tylko, że przyjechałaby do Prenzlau nawet, jeżeli zabieg byłby możliwy w Polsce. – Lekarze w Polsce nie mają doświadczenia – mówi.
W pokoju obok dochodzi do siebie po zabiegu Ewa. Przy niej rodzina, przyjaciółka. Pielęgniarka przynosi herbatę. – Jeszcze nie widziałam takiej opieki. Jestem w szoku – dziwi się Ewa. Poczucie bezpieczeństwa, obecność bliskich jest dla niej bardzo ważna. Ostatnie tygodnie były nadzwyczaj trudne. Jest już matką kilkunastoletniej córki, drugiego dziecka nie dałaby rady wychować.
Trudna decyzja
Z Martą i Ewą rozmawiałam pięć lat temu, w klinice ginekologicznej w przygranicznym Prenzlau. Nie wiem, co robią dzisiaj. Przypuszczalnie wróciły do normalnego życia. Zapomnieć aborcji nie zapomniały. Żadna kobieta jej nie zapomina. – Nie chciałabym podejmować takiej decyzji drugi raz, ale nie było innego wyjścia – tłumaczyła Ewa.
Marta i Ewa są jednymi z kilkuset pacjentek, które korzystają rocznie z usług kliniki. Wieść o znakomitych warunkach, o jakości pracy, o pracujących tam polskich lekarzach, rozniosła się w Polsce już dawno. Polki zgłaszają się z problemami onkologicznymi, przyjeżdżają kiedy nie mogą zajść w ciążę, korzystają z zabiegów chirurgii estetycznej. Gros stanowią jednak pacjentki poddające się aborcji.
– Oczywiście, że przyjeżdżają nadal, bo gdzie mają przyjeżdżać? Zapotrzebowanie w Polsce jest, prawa kobiet są coraz bardziej ograniczane – mówi ginekolog dr Janusz Rudziński z oddziału onkologiczno-ginekologicznego kliniki.