Po rozmowach w cztery oczy prezydenci Dalia Grybauskait? i Andrzej Duda sugerowali, że główny konflikt – o prawa Polaków na Litwie – się zakończy.
Litewska przywódczyni mówiła nawet, że rozwiązanie sprawy polskich postulatów nie będzie skomplikowane, a wśród tych spraw wymieniła nie tylko najbardziej znaną (choć nie najważniejszą) pisowni polskich nazwisk w dokumentach litewskich, ale i oświaty (najważniejsza dla przyszłości tej społeczności) i zwrotu ziemi. Dalia Grybauskait? obiecała też Polsce pomoc w rozwiązaniu sporu z Komisją Europejską o praworządność – czego efekty będą widoczne pewnie szybciej niż w kwestii Polaków na Litwie.
Stwierdziła wręcz, że Litwa nie będzie popierała „głosowania przeciwko państwu polskiemu" – dalej posuniętą deklarację w tej kwestii złożył politykom PiS tylko wskazywany jako wzorcowy unijny sojusznik premier Węgier Viktor Orbán.
Długo to trwało, zanim prezydent Duda dotarł do litewskiej stolicy. Pojawił się tam w połowie kadencji. Prezydent Lech Kaczyński, którego Duda postawił sobie za wzór budowania stosunków z naszym północno-wschodnim sąsiadem, po dwóch i pół roku urzędowania miał już za sobą dziesięć wizyt w Wilnie.
Omijanie Litwy, i to w czasie nieprzyjemnego ożywienia neoimperialnego Moskwy w naszym regionie, mogło się wydawać dziwne. Wynikało jednak z zawiedzionej miłości, z szoku, że władze w Wilnie nie realizowały obietnic dotyczących mniejszości polskiej.