Przerwa zimowa minęła kibicom w tym sezonie rekordowo szybko. Rzeczywiście była to najkrótsza pauza między rundami, ale liga nie dała o sobie zapomnieć niezależnie od tego. Wszystko przez perypetie Wisły Kraków, która skupiała na sobie uwagę mediów i kibiców w całej Polsce.
Okradana przez ludzi nazywających siebie samych kibicami upadała, później czekała na przelew od egzotycznych biznesmenów oszustów, w końcu została oddolną akcją społeczną wyciągnięta z bagna i w poniedziałek przystąpi do rozgrywek.
W cieniu Wisły do sezonu przygotowywały się pozostałe drużyny. W normalnych warunkach jednym z głównych tematów byłby Adam Nawałka i jego Lech Poznań. Były selekcjoner wrócił do ekstraklasy pod koniec poprzedniego roku. Przed przerwą zimową zdążył poprowadzić Kolejorza w czterech spotkaniach. I chociaż zaczął od falstartu (porażka 0:1 z Cracovią), to później w trzech kolejnych meczach wygrywał, jego piłkarze zdobyli dziewięć goli, nie stracili żadnego.
Wszyscy czekali na to, jak Lech będzie grał po przerwie zimowej. Chociaż popularne porzekadło mówi, że trener lepi drużynę na swoją modłę przez trzy okna transferowe i trzy okresy przygotowawcze, to jednak każdy zorientowany w polskich realiach wie, że w ekstraklasie mało kto pracuje przez tak długi czas.
Ale blisko miesiąc spokojnej pracy z zespołem tak doświadczonego szkoleniowca jak Nawałka miał wedle kibiców i ekspertów zaowocować czymś ekstra.