Korupcja. Wysyp czarnych owiec

Różnego rodzaju nieprawdziwe zaświadczenia – to za nie najczęściej urzędnicy i lekarze biorą łapówki.

Publikacja: 26.09.2016 19:36

Korupcja. Wysyp czarnych owiec

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Dyrektorka szkoły policealnej w Białymstoku brała łapówki za przyznawanie comiesięcznych premii kadrze pedagogicznej, za awanse i nagrody dla nauczycieli. Swoją cenę miało u niej także przedłużanie umów o pracę czy posady dla nowych pracowników.

Łapówki miały sięgać od 10 proc. do nawet połowy wartości nauczycielskiej gratyfikacji. Razem uzbierało się kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Lekarz z Rybnika brał pieniądze za wypisywanie lewych zwolnień. – Kwoty były niewielkie, do 50 zł, przyjmował także alkohol. Za to proceder miał masowy charakter – mówi Tadeusz Żymełka, rybnicki prokurator rejonowy.

Diagności na Dolnym Śląsku za łapówki co najmniej kilkadziesiąt razy załatwili fikcyjne przeglądy pojazdów. Kierowcy, a i to nie wszyscy, tylko przynosili do stacji diagnostycznej dowód rejestracyjny, by dostać pieczątkę.

To historie z pierwszego półrocza tego roku. Niemal banalne. – Korupcyjka – mówi o takich sprawach jeden z prokuratorów. Problem w tym, że liczba ujawnionych tego rodzaju przestępstw w ciągu zaledwie roku zwiększyła się czterokrotnie.

W pierwszym półroczu 2016 roku – jak wynika z danych Komendy Głównej Policji dla „Rzeczpospolitej" – stwierdzono 3808 przestępstw tzw. biernej korupcji, czyli przyjęcia korzyści majątkowych lub osobistych. To o niemal 3 tys. więcej niż w tym samym okresie 2015 r. i o 1,8 tys. więcej niż w całym ubiegłym roku (wtedy wyniosła 2049).

Najbardziej wzrosła liczba przestępstw z art. 228 § 3, dotyczących przyjęcia korzyści „za zachowanie stanowiące naruszenie przepisów prawa" – z 373 w pierwszym półroczu zeszłego roku do 2645 w tym samym okresie roku obecnego.

W praktyce chodzi o wszelkie sytuacje, w których funkcjonariusz publiczny bierze łapówkę np. za wydanie dokumentu poświadczającego nieprawdę – mogą to być różnego rodzaju zaświadczenia, za decyzję o umorzeniu podatku czy np. zachowanie dla siebie informacji o przestępstwie, które powinno się zgłosić organom ścigania.

To m.in. przypadek dolnośląskich diagnostów czy lekarza z Rybnika.

Za takie przestępstwa grozi podwyższona kara – do dziesięciu lat pozbawienia wolności, czyli o dwa lata więcej niż za zwykłą korupcję (czyli za przyjęcie korzyści w związku z pełnieniem funkcji publicznej, co miała uczynić dyrektorka z Białegostoku).

Znacznie mniej przypadków, bo 53, dotyczyło uzależniania wykonania czynności od otrzymania łapówki.

Skąd wziął się ogromny wzrost liczby tego rodzaju spraw?

– Może się wiązać ze zmianą polityki ścigania tego typu przestępstw. PiS jest partią, która kładzie zdecydowany nacisk na ściganie przestępstw korupcyjnych, więc ludzie mają większą motywację do ich zgłaszania. Uważają, że sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan – przekonuje prof. Antoni Kamiński, były prezes polskiego oddziału Transparency International.

Sądzi, że dzięki temu wychodzi na jaw część tzw. ciemnej liczby przestępstw korupcyjnych. Chodzi o sprawy niezgłaszane policji czy prokuraturze, bo ten, kto dał łapówkę, boi się konsekwencji albo nie wierzy, że łapówkarza (urzędnika czy inną ustosunkowaną osobę) spotka kara.

Jednak może być też inne wyjaśnienie: śledczy energiczniej pracują i szybciej kończą sprawy. – To możliwe, ponieważ nowo wszczynanych spraw jakoś znacząco nie przybyło – mówi nam jeden z policjantów.

Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Głównej Policji, uważa, że to efekt lepszej pracy funkcjonariuszy. – Ujawnianie przestępstw korupcyjnych, podobnie jak narkotykowych oraz gospodarczych, świadczy o naszej większej skuteczności. Tu praktycznie cała wykrywalność zależy od organów ścigania, od naszej pracy operacyjnej – przekonuje.

Stawia też inną hipotezę. – Mogą to być pierwsze efekty wzmocnienia komórek zwalczających przestępstwa korupcyjne i gospodarcze – zaznacza. To kierunek, który policja przyjęła jeszcze za poprzedniego rządu PO–PSL.

Dyrektorka szkoły policealnej w Białymstoku brała łapówki za przyznawanie comiesięcznych premii kadrze pedagogicznej, za awanse i nagrody dla nauczycieli. Swoją cenę miało u niej także przedłużanie umów o pracę czy posady dla nowych pracowników.

Łapówki miały sięgać od 10 proc. do nawet połowy wartości nauczycielskiej gratyfikacji. Razem uzbierało się kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Ponad połowa Polaków nie chce zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach
Społeczeństwo
Poznań: W bibliotece odkryto 27 woluminów z prywatnych zbiorów braci Grimm
Społeczeństwo
Budowa S1 opóźniona o niemal rok. Powodem ślady osadnictwa sprzed 10 tys. lat
Społeczeństwo
Warszawa: Aktywiści grupy Ostatnie Pokolenie przykleili się do asfaltu w centrum
Społeczeństwo
Afera Collegium Humanum. Wątpliwy doktorat Pawła Cz.