Do zdarzenia doszło w czerwcu ubiegłego roku. Osoba, która zgłosiła prośbę o pomoc była odsyłana między dyspozytorami z Poznania i Kalisza.

Mężczyzna zirytowany sytuacją powiedział dyspozytorowi: "Człowiek umrze, a my będziemy sobie wywiady robić". Po tych słowach usłyszał od pracownika pogotowia: "No to umrze. Każdy umrze, panie". 15 minut po wykonanym telefonie do potrzebującego dojechała karetka pogotowia. Lekarz stwierdził zgon.

Pracownik pogotowia został zawieszony, a sprawą zajęła się prokuratura. - Chodzi o nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka oraz o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia przez osobę, na której ciąży obowiązek opieki, za co grozi do 5 lat więzienia - tłumaczył Maciej Meler z Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wlkp.

Prokuratura postępowanie umorzyła. Zdaniem biegłych zgon nastąpił nagle, a czas rozdysponowania karetki i jej czas przyjazdu "nie pozostawał w związku przyczynowo-skutkowym ze zgonem pokrzywdzonego".