To prezydent Żuk swoją decyzją mógł zdobyć kilka punktów wśród konserwatywnych wyborców w Lublinie. Ale efekt jego decyzji może osłabić wiarygodność całej Koalicji, mimo że od decyzji o zakazie demonstracji odcięła się nie tylko Nowoczesna, ale też politycy PO z Rafałem Trzaskowskim na czele.

W demonstracji w sobotę wzięli udział politycy Nowoczesnej, w tym sekretarz generalny Adam Szłapka i posłanka Monika Rosa, jak i szefowa regionu Nowoczesnej Maja Zaborowska. W marszu uczestniczyli też  Joanna Mucha z PO i politycy partii Razem, w tym Adrian Zandberg.

Czytaj także: Lublin manifestuje: Narodowcy przeciw Marszowi Równości


Prezydent Żuk jako wpływowy polityk Platformy stał się dla przeciwników Koalicji Obywatelskiej po stronie opozycji wygodnym celem. Jego decyzja uderzyła w cały sojusz, którego architektem jest Grzegorz Schetyna. Liderowi PO nie udało się przekonać Żuka do zmiany swojej decyzji, która może spowodować demobilizację liberalnego elektoratu Koalicji. I to w chwili, gdy taka mobilizacja jest jednym z najważniejszych czynników, które mogą zdecydować o wyniku wyborów za tydzień. Pod tym względem trudno o gorszy moment na taką dyskusję. Temat pojawił się dokładnie w momencie, w którym jest na tyle mało czasu do wyborów, że już nie zniknie z pamięci wyborców i jednocześnie dokładnie w chwili, gdy uwaga wyborców jest skoncentrowana na wydarzeniach politycznych. Szczególnie w Warszawie taka demobilizacja może nastąpić i nie będzie to bez wpływu na wynik Rafała Trzaskowskiego.

Żuk mógł pomóc sobie swoją decyzją. W rozmowie z "Rzeczpospolitą" podkreślał, że jest za wolnością zgromadzeń. Ale jego postawę wyborcy liberalni zapamiętają. I gdyby nie jasne stanowisko i wiarygodność Nowoczesnej, która np. już wiele miesięcy temu złożyła ustawę o związkach partnerskich, dla Koalicji cios w wiarygodność byłby jeszcze większy.