Antoni Macierewicz przeniósł w połowie marca do rezerwy kadrowej – czyli wojskowej zamrażarki – czterech prokuratorów, którzy za poprzedniej władzy prowadzili śledztwo smoleńskie (niektórzy byli na miejscy katastrofy 10 kwietnia). Szef MON zdecydował, że na dalsze decyzje personalne poczekają w jednostkach wojskowych odległych od Warszawy – Hrubieszowie, Świętoszowie, Bartoszycach i Złocieńcu.
Zza biurka do czołgu
W uzasadnieniu decyzji o zsyłce Macierewicz powołał się na kilka artykułów ustawy o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych, zwanej w armii ustawą pragmatyczną. Dodatkowo wskazał rozporządzenia ministra obrony z 9 września 2014 r. w sprawie trybu wyznaczania żołnierzy zawodowych na stanowiska służbowe. Ponadto nadał swym decyzjom rygor natychmiastowej wykonalności „ze względu na ważny interes społeczny".
Rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz przekonywał: – To są normalne decyzje kadrowe, które podejmuje minister według własnego uznania. Patologią jest to, kiedy żołnierz za długo zasiedzi się w jednym miejscu i staje się urzędnikiem. Z takim stanem psychicznym mieliśmy tu do czynienia. Żołnierz musi być zawsze w gotowości.
Problem polega na tym, że cytując paragrafy ustawy pragmatycznej dające ministrowi prawo przenoszenia żołnierzy, Macierewicz pominął inne jej zapisy, które z kolei uniemożliwiają swobodne żonglowanie prokuratorami w mundurach. Otóż wedle artykułu 45 ust. 4 zwolnienie żołnierza zawodowego ze stanowiska „asesora i prokuratora wojskowej jednostki organizacyjnej prokuratury" następuje z uwzględnieniem przepisów ustawy o prokuraturze.
Z kolei w art. 111 tej ustawy o prokuraturze stwierdza się, że co prawda wojskowych śledczych będących oficerami wyznacza na stanowiska służbowe szef MON, jednak czyni to na wniosek naczelnego prokuratora wojskowego. W tej chwili prokuratura – także wojskowa – podlega Zbigniewowi Ziobrze. Według naszych informacji ani Ziobro, ani jego współpracownicy wniosku do Macierewicza nie złożyli.