Według ustaleń prokuratury, 10 lutego 2016 r. sędzia zawiadomił organy ścigania o przestępstwie, które nie zaistniało. W zawiadomieniu Wojciech Ł. wskazywał, że nieustalona osoba przejęła jego konto na Twitterze i prowadziła korespondencję z innym użytkownikiem tego medium, który podawał się za dziennikarza Tomasza Lisa. Wojciech Ł. twierdził też, że w korespondencji tej użyte zostało jego zdjęcie (selfie), które w rzeczywistości miało być wykonane bez jego wiedzy i zgody. Sędzia wskazywał, że wskutek przestępstwa doznał szkody osobistej i domagał się ścigania jego sprawców.
Czytaj też: Wojciech Łączewski rezygnuje z urzędu sędziego
Zdaniem prokuratury, okoliczności te nie zostały potwierdzone w materiale dowodowym. Śledczy ustalili natomiast, że sędzia Ł. za pośrednictwem anonimowego konta na Twitterze napisał serię wiadomości prywatnych do osoby, która w jego mniemaniu była dziennikarzem Tomaszem Lisem, a faktycznie osobą, która podszywała się pod redaktora. Dla uwiarygodnienia przesłał swoje selfie. 28 stycznia 2016 r. na TT zaaranżowane zostało spotkanie Wojciecha Ł. z rzekomym Tomaszem Lisem. Sędzia stawił się na nie zgodnie z ustaleniami. Zachowanie sędziego zostało opisane przez prasę, jednak bez wymienienia nazwiska sędziego.
6 lutego na anonimowe konto sędziego na Twitterze wpłynęła wiadomość prywatna od osoby, która poprosiła go o potwierdzenie, że to on jest autorem korespondencji z rzekomym red. Lisem. Do korespondencji były załączone screeny oraz selfie sędziego. To po otrzymaniu tej wiadomości 10 lutego Wojciech Ł. zdecydował się złożyć ustne zawiadomienie o przestępstwie, które nie miało miejsca.
Prokuratura twierdzi, że powołani w sprawie biegli z zakresu informatyki wykluczyli, by na urządzeniach elektronicznych należących do sędziego doszło do nieuprawnionego dostępu osoby trzeciej, w tym do ataku hakerskiego.