Mówić do ludzi po ludzku, po polsku i prosto. Czerpać wzory z Twittera z jego limitem znaków. Sprowadzać pointę rozstrzygnięcia do esemesa, bo już wielcy pisali na serwetkach, a Hemingway napisał wzruszające opowiadanie w sześciu słowach. Można.
Jak to jest przecierać szlaki między sędziami a społeczeństwem?
To wielka lekcja, zwłaszcza dla mnie, jeśli to ja mam je przecierać. Dokonując tych „audytów" sądu czy to na wózku inwalidzkim, czy z seniorami, pozyskiwałem niesłychanie ważny materiał do przemyśleń i zmian. Dzięki historii z wózkiem inwalidzkim, gdy po zakończeniu remontu sądu zaprosiłem szefa fundacji osób niepełnosprawnych, byśmy obaj przemierzyli ten gmach na wózkach, zobaczyłem rzeczy, których normalnie bym nie widział. Na przykład, że gdy się siedzi na wózku i chce przejechać przez próg albo podjechać do biurka, to jest ono na takiej wysokości, że trudno po coś sięgnąć. To jest wszystko niezwykle ważne, a moją pasją jest audytowanie sądu z punktu widzenia jego użytkownika, obywatela. Dobrą robotę robią tu przecież takie instytucje jak fundacja Court Watch, która bada – nie wchodząc w merytoryczne sprawy orzecznictwa – czy osoby są w sądzie wysłuchane i jak są traktowane. Podobnie z seniorami – formularz urzędowego druku jest dla nich nieczytelny, bo wydrukowany czarnym tuszem na szarym papierze i wywieszony w gablocie. Więc niby wymóg spełniono, ale niefunkcjonalnie.
Komunikacji między sądem a obywatelem ciągle brakuje, to paradoks, że przybywa nam technologii, a nie korzystamy z nich świadomie i celowo. Dla mnie przełomem był udział w spektaklu teatralnym, później konferencja Tedx, symulacje rozpraw na festiwalach i tak jakoś poszło.
Czego najbardziej brakuje w tej komunikacji?
Nawiązania relacji, wysłuchania obywatela, wyjścia poza rzeczywistość sali rozpraw. Społecznej wrażliwości wychodzącej poza rozstrzyganie spraw. Ale może to mój idealizm i projekcja roli sędziego i trzeciej władzy.