Warszawa: Przemoc w komendzie na Wilczej

Bili zatrzymanego po piętach, choć był już skuty kajdankami. Czterej policjanci staną za to przed sądem.

Aktualizacja: 26.10.2017 17:08 Publikacja: 25.10.2017 19:19

Policjanci z komendy przy ul. Wilczej w Warszawie nadużywali władzy – twierdzi prokuratura

Policjanci z komendy przy ul. Wilczej w Warszawie nadużywali władzy – twierdzi prokuratura

Foto: Google Street View

Przypadki nadużycia władzy przez policjantów rzadko wychodzą na jaw, a tylko nieliczne kończą się prokuratorskimi zarzutami. W tej sprawie Prokuratura Okręgowa w Warszawie zgromadziła dowody świadczące o tym, że funkcjonariusze potraktowali zatrzymanego mężczyznę w sposób, który nie mieści się w kanonach pracy policyjnej, ale wręcz jest przestępstwem.

– Czterej policjanci zostali oskarżeni o przekroczenie uprawnień służbowych i pobicie zatrzymanego, czym spowodowali uszczerbek na jego zdrowiu – mówi „Rzeczpospolitej" Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

„Rzeczpospolita" poznała ustalenia aktu oskarżenia.

Pałką w podeszwy stóp

Historia wydaje się prozaiczna, a zaczęła się niewinnie.

Był maj 2013 roku. Martin C. (menedżer) w gronie znajomych świętował urodziny brata. Towarzystwo najpierw biesiadowało w lokalu opodal mostu Poniatowskiego w Warszawie, a około północy ruszyło w stronę pobliskiej stacji benzynowej. Była chwilowo zamknięta.

Rozbawieni ludzie, czekając na otwarcie stacji, zaczęli śpiewać. Przyjechała straż miejska, a po niej policja. Ta ostatnia stwierdziła, że grupa zachowywała się „wulgarnie i arogancko", więc wezwano kolejne załogi (przyjechało w sumie po kilku strażników i policjantów).

Martin C. dostał mandat za zakłócanie spokoju, zakuto go w kajdanki i przewieziono do komendy rejonowej przy ul. Wilczej. Tam – jak wynika z aktu oskarżenia – miało dojść do skandalicznych zachowań.

Policjanci kazali mężczyźnie uklęknąć tyłem i zaczęli go bić pałką w podeszwy stóp. Wcześniej polecili mu zdjąć buty, był tylko w skarpetkach.

Prokuratura nie ma wątpliwości, że funkcjonariusze dopuścili się przestępstwa. Rozporządzenie RM z 1990 r. o warunkach użycia środków przymusu bezpośredniego mówi wprost, że nie wolno uderzać pałką m.in. w „nieumięśnione oraz szczególnie wrażliwe części ciała". Ani bić nią osób zakutych w kajdanki. A te Martin C. miał na rękach, zresztą zapięte z tyłu.

Efektem policyjnej „interwencji" były zasinienia skóry, krwiak, obrzęk jednej ze stóp pokrzywdzonego.

Policjanci nie przyznali się do zarzutu. Aby ustalić przebieg wydarzeń i zweryfikować ich linię obrony, prokurator wykonał drobiazgową pracę – ściągnął monitoring ze stacji benzynowej, sprawdził policyjne notatniki, zapisy z rejestratora rozmów służbowych. Zgromadził trzy opinie biegłych, którzy orzekli, że obrażenia u ofiary powstały wskutek uderzeń twardym narzędziem – mogła nim być pałka.

Według prokuratora funkcjonariusze nakłamali w policyjnych notatnikach. – Twierdzili, że kiedy miało dojść do bicia Martina C., wykonywali czynności wobec zatrzymanego tego dnia cudzoziemca – mówi jeden ze śledczych.

Nie było łatwo to zweryfikować, bo obcokrajowiec – obywatel Danii – wyjechał z Polski.

Śledczy skierowali więc wniosek o zagraniczną pomoc prawną, a przesłuchany Duńczyk zeznał, że feralnego dnia przesiedział kilka godzin w pomieszczeniu komendy, ale nikt go nie pilnował. To podważyło alibi policjantów.

To młodzi policjanci

O nadużycie uprawnień zostali oskarżeni Michał B. oraz współdziałający Robert R., Krzysztof K. i Daniel S. – gdy doszło do feralnych zdarzeń, pracowali w służbie patrolowej w komendzie przy ul. Wilczej. Czy nadal są w tej jednostce – nie udało się potwierdzić.

Jaka jest skala agresji w policji – nie wiadomo. W tym przypadku jedynie dociekliwość prokuratora sprawiła, że sprawa znajdzie finał w sądzie.

– Jak na 100-tysięczną formację nadużycia uprawnień przez policjantów są sporadyczne. Każdy taki przypadek eliminujemy – zapewnia Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Głównej Policji.

W sprawie szokujące jest to, że – o ile sąd uzna ich winę – wszyscy oskarżeni to młodzi policjanci, obecnie po 30.

Ta sprawa jest szokująca także z innego powodu: pokazuje, że użycie dwóch środków przymusu – np. kajdanek i pałki czy kajdanek i paralizatora (jak było w przypadku Igora Stachowiaka na komisariacie we Wrocławiu, co skończyło się śmiercią)– nie jest aż tak niespotykane.

Przypadki nadużycia władzy przez policjantów rzadko wychodzą na jaw, a tylko nieliczne kończą się prokuratorskimi zarzutami. W tej sprawie Prokuratura Okręgowa w Warszawie zgromadziła dowody świadczące o tym, że funkcjonariusze potraktowali zatrzymanego mężczyznę w sposób, który nie mieści się w kanonach pracy policyjnej, ale wręcz jest przestępstwem.

– Czterej policjanci zostali oskarżeni o przekroczenie uprawnień służbowych i pobicie zatrzymanego, czym spowodowali uszczerbek na jego zdrowiu – mówi „Rzeczpospolitej" Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany