Do tej pory zachodziliśmy w głowę, jak to się dzieje, że jedno mijane autem miasto jest zadbane, a sąsiednie jakby zamierało. Pewnie decydują o tym lokalne warunki, jakaś większa fabryka czy zupełny ich brak, ale zapewne także lokalne władze, a czasem lokalne układy. Teraz już to wiemy.

Plusem tej gorącej kampanii jest też to, że raczej w przeszłość odeszły próby tworzenia nowych województw, choć tu i ówdzie niewygasłe, czy powrotu do dwustopniowego podziału np. poprzez likwidację powiatów, pomijające, że większe miasta są zarazem gminą i powiatem. Kolejnym plusem jest też, że nowe władze mają o rok więcej, bo pięć lat, na wdrażanie swoich planów, miejmy nadzieję, że ambitnych.

Zarówno my – mieszkańcy gmin, jak i samorządowcy, a bardzo często są to lokalni politycy, dostrzegliśmy, jak wiele zależy od ich zapału, energii i oczywiście doświadczenia. I tym razem chyba mieliśmy czytelny wybór.

Ale wybór, nawet dobry, nie wystarczy. Prezydent Warszawy (zostawiając na boku stricte polityczne oceny) była wykształcona, doświadczona i miała rządowe wsparcie, a pod jej rządami wyrosła afera finansowa i korupcyjna z udziałem urzędników, a nawet adwokatów, afera uderzająca w podstawową egzystencję tysięcy mieszkańców europejskiej stolicy. Podkreślam: stolicy, bo to ludzie zwykle wyrobieni, pod ręką mający wiele instytucji, które mogły im pomóc, a nie pomogły.

Jak to było możliwe? To pytanie do władz państwowych i organów ścigania, ale także mieszkańców każdego miasta i gminy. Już wiemy, że od samorządu zależy wiele. Dobrego i złego. Możemy i chyba powinniśmy poczuć się współsamorządowcami. ©?