Nie ma racji prof. Małgorzata Gersdorf, mówiąc dla agencji Reuters, że gdy do Sądu Najwyższego wprowadzi się nowych sędziów, to przez lata będą tam występować istotne trudności w rozstrzyganiu spraw ze względu na brak doświadczenia i ciągłości postępowania prawnego. A upolitycznienie sądów dopiero pokaże swój wpływ na ich funkcjonowanie.
Czytaj także: Sędzia o wyborach do SN: Z tej mąki wyjdzie zakalec
Zostawię na boku upolitycznienie, choć nie bardzo wiem, dlaczego np. sędzia, który teraz orzeka w sądzie apelacyjnym, gdy trafi do SN, co jest naturalnym awansem po 20, 25 latach orzekania, i wielu awansach, ma raptem stracić niezawisłość.
Tym bardziej nie ma zagrożenia co do merytorycznego przygotowania nowych sędziów, pod warunkiem że zostaną wybrani nie tylko najlepsi z kandydujących, ale rzeczywiście dobrzy. Młodsi sędziowie ukończyli nie gorsze studia, większe zwykle mają rozeznanie w prawie innych krajów, a najlepszym dowodem, że mogą mieć wystarczające kompetencje jest to, że przecież przez lata w SN orzekali sędziowie delegowani z sądów apelacyjnych i nikomu to nie przeszkadzało. Nowi sędziowie w starych izbach SN: Cywilnej, Karnej i Pracy nadadzą im tylko wigoru niczym szczupaki w stawie z karpiami.
Większe zmiany będą w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej oraz Dyscyplinarnej, które w jakimś sensie mają monitorować te stare, ale na tym polega ta reforma. A choćby pierwsza złożona przez RPO skarga nadzwyczajna i niedrożne od lat dyscyplinarki potwierdzają potrzebę tej ekstrakontroli. Co się tyczy samej prezes Gersdorf, to może bezcelowe było skracanie jej prezesury, może prezydent i PiS zakładali, że wystąpi o przedłużenie orzekania, ale ona idzie swoją drogą, chyba już bez wpływu na SN i jego reformy. ©?