Co mi z tego, że sędzia siedzi jak posąg, nawet drgnięciem powieki nie ujawniając, co sądzi o tym, co przeczytał i czego na rozprawie wysłuchuje. Ja w tym widzę niebezpieczeństwo, bo może on, jak każdy człowiek, mieć pogląd mylny lub nie dostrzegać aspektów sprawy, które w moim przekonaniu są istotne. Nadmierne milczenie w trakcie rozprawy to pozbawienie strony możliwości przekonania go często o tym, co istotne. Bez tego adwokat jest zmuszony wypowiadać się po omacku, mówić o wszystkim, czego sprawa może dotyczyć, i o wszystkim, co mogłoby budzić zainteresowanie sędziego. Mimo że np. odpowiednio przygotowany sędzia za kluczowy uważa jeden tylko element sprawy.
W takiej sytuacji ja stoję i mówię, a on/ona siedzi jak posąg i się zastanawia, dlaczego mecenas nie przejdzie do tego co jego/jej zdaniem najważniejsze, ale mi tego nie powie, bo ktoś mógłby przecież zarzucić brak bezstronności. W efekcie to mylne wyobrażenie, że sędzia nie może ujawnić swojego poglądu na sprawę i stanowiska stron, bo inaczej będzie stronniczy, blokuje możliwość przekonywania i zwykłej rozmowy o tematach zasadniczych dla rozstrzygnięcia, które ma nadejść. Co mi z tego, że sędzia do końca był sfinksem, skoro pogląd i tak miał, a ja straciłem możliwość przekonania go do jego zmiany i muszę to robić dopiero w apelacji, za którą zapłaci mój klient?
Absurd i dżinsy
Ujawnienie przez sędziego swoich poglądów na problem prawny lub dowodowy, a przynajmniej, co jego zdaniem jest w danej sprawie istotne, nie blokuje dyskusji, a wręcz ją umożliwia. I to nie jest tak, że po usłyszeniu dodatkowych argumentów tacy sędziowie nie potrafią zmienić zdania. Podobnie rzecz się ma z ich prywatnymi poglądami na jakąkolwiek sprawę, na samochody, związki, politykę, modę, hobby, styl życia, czy cokolwiek innego. Sędzia jest takim samym człowiekiem jak każdy inny, ma swoje własne upodobania w tej czy innej sferze, swoje przyzwyczajenia, gusta i sympatie, ale to nie oznacza, że przez to nie jest bezstronny. Kto oglądał „Erin Brockovich" z niezapomnianą Julią Roberts w tytułowej roli, ten zapewne zapamiętał scenę, w której strony opisanego tam sporu po raz pierwszy spotykają się w sądzie. Wniosek rozpoznaje sędzia mieszkający w sąsiedztwie hrabstwa, w którym znajduje się toksyczna fabryka i mówi wprost, że m.in. jako mieszkający w okolicy jest zainteresowany wyjaśnieniem zarzutów stawianych owej fabryce i kieruje pozew do rozpoznania. Nikt tam nie rzuca nawet sugestii braku bezstronności.
Podobnie rzecz się ma z przypominanymi wyżej historiami z naszego życia publicznego. Podejrzenie, że sędzia będzie stronnicza w sprawie o odzianie pomnika koszulką z napisem Konstytucja tylko dlatego, że sama założyła podobną koszulkę, to praktycznie to samo jak podejrzenie, że sędzia będzie stronniczy w sprawie strony , która urodziła się w tym samym mieście co on lub jeździ takim samym samochodem. To by oznaczało, że nie może sądzić sprawy producenta dżinsów sędzia, która sama w dżinsach chodzi, lub na odwrót. Tak naprawdę to oznacza wkroczenie w świętą krainę absurdu i nonsensu.
Pod publiczkę
Pisałem na wstępie o pretekstowym podejściu do różnego wniosków o wyłączenie sędziów i zarzutów podnoszonych na ich poparcie. To się zdarza w sprawach mogących mieć wydźwięk polityczny. Wtedy albo się szuka byle pozoru, by pod nim zażądać wyłączenia sędziego, albo się takie pozory samemu kreuje, np. składając liczne nie za bardzo związane ze sprawą wnioski dowodowe. Jedynie po to, aby po ich przewidzianym oddaleniu zażądać wyłączenia sędziego.
Jak się sprawę przypadkiem wygra, to będzie to bez znaczenia, jak się ją przegra to, już jest gotowy argument, pod publiczkę: sędzia był stronniczy. Polityk jakoś będzie musiał przecież wytłumaczyć swoją porażkę w sądzie. Sąd sądem, ale przecież sprawiedliwość i tak musi być po jego stronie.