Przy okazji ostatniej poważniejszej próby(a niektórzy, zwłaszcza jej autor – Ministerstwo Sprawiedliwości – uważają, że najpoważniejszej od zmian ustrojowych reformy kodeksu postępowania cywilnego), pojawiły się głosy, że potrzeba generalnej koncepcji, wizji i najlepiej nowego kodeksu. Próbowała go przygotować przed kilku laty niedziałająca obecnie Komisja Kodyfikacyjna Prawa Cywilnego, ale prac, zaplanowanych na kilka lat, nie zdążyła skończyć. Tymczasem, przynajmniej na razie i przynajmniej statystycznie, liczba spraw w sądach rosła, sędziowie są nimi przywaleni, co wpływa zapewne na jakość orzecznictwa i czas oczekiwania na wyrok. Zwłaszcza kiedy wyjmiemy z tych wielkich liczb sprawy proste, o małe kwoty, czy też wykroczenia, które w ogóle nie muszą do sądów trafiać.

Uważam zatem, że każdy rząd taki problem musi rozwiązywać, co oznacza reformy sądów i procedur z marszu. Wizja jest potrzebna, ale usprawniać trzeba transzami.

Tym bardziej że w istocie są one ogromne. Każda dotyczy milionów spraw, np. kwestia pomocy prawnej za państwowe pieniądze czy zwolnienia z kosztów sądowych dla ubogich – co proponują ostatnio radcowie. Do takich fundamentalnych reform można zaliczyć skrócenie przedawnień, co powinno wyprowadzić z sądów tysiące spraw i starych długów, czy reforma opłat komorniczych.

Osobiście nie wierzę zbytnio w wielkie kodeksy, historycznie zresztą patrząc, to były zbiory orzecznictwa sądowego. Z natury swej raczej porządkują to, co praktyka sądowa i społeczna wykształciły przez lata w na tyle dojrzałej postaci, że da się to uogólnić i zapisać w ustawie. Odgórnie pisana ustawa, odgórnie forsowane prawnicze koncepcje mogą natomiast nieść zamęt zamiast porządkować życie społeczne i gospodarcze.