W tych dniach podano, że do nowej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN wpłynęła pierwsza skarga nadzwyczajna w sprawie karnej autorstwa prokuratora generalnego. Dotyczy prokuratora uwolnionego od zarzutu przyjęcia łącznie 66 tys. zł łapówki w związku z prowadzonymi i nadzorowanymi przez niego śledztwami. Oczywiście skarga to jeszcze nie wyrok, ale jest sygnałem, że nawet sprawa badana przez „klasyczny" SN jest pod kontrolą.

Życie pokaże, czy werdykty Izby Nadzwyczajnej nie będą potrzebowały kontroli, na razie to trzecia sprawa, jaką w ciągu trzech kwartałów obowiązywania nowej procedury złożyli prokurator generalny i rzecznik praw obywatelskich, ale żadna nie doczekała się jeszcze rozprawy. Prysły zatem strachy opozycji, i chyba obawy Brukseli, że skargi nadzwyczajnie zablokują SN, zburzą stabilność orzecznictwa.

Rząd i prezydent mają jednak powody do przemyśleń. Nie ma co oczekiwać tysięcy spraw, ale trzy to chyba za mało. I nie chodzi tylko o usunięcie ewidentnych niesprawiedliwości, ale o realne znaczenie nowej skargi, gdyż ma ona działać prewencyjnie na sądy. Nie będzie tych spraw – nie będzie efektu.

Dużo natomiast jest spraw zwykłych ludzi: komorniczych, o odszkodowania czy rozboje w okolicy. Te drobne sprawy dla Kowalskiego czy Nowaka są nadzwyczajne. Nie wymagają nadzwyczajnej procedury ani zwykle Sądu Najwyższego, tylko sprawności i uczciwości na poziomie posterunkowego, strażników miejskich, sądu rejonowego czy komornika. O reformy na tym poziomie pewnie będą pytać wyborcy i oczekiwać odpowiedzi – co zrobiono, kiedy będą efekty. Nie wystarczy wskazanie jednej czy nawet kilku reform, tu potrzebna jest generalna poprawa. Nie w kodeksach i papierach, ale w realu. Abyśmy czuli więcej wolności i bezpieczeństwa. Obietnic, grzebania w przepisach było wiele.