„PO nie ma tak wyśrubowanych i czystych zasad. My jesteśmy z wyższej półki" – mówił przed wyborami Jarosław Kaczyński. Prezydent Andrzej Duda podczas zaprzysiężenia apelował: „Jestem człowiekiem niezłomnym. Budujmy wspólnotę!". Dzisiaj z tych haseł nic nie zostało.
Histeryczne są twierdzenia, że polska demokracja jest zagrożona, wolność jest nam odbierana, a to, co robi PiS, to pełzający zamach stanu. Kiedy jednak u władzy była PO, w podobnym tonie wypowiadał się o jej rządach PiS. Jarosław Kaczyński i inni politycy jego partii, z Andrzejem Dudą na czele, twierdzili: „trzeba działać skutecznie, zagrożona jest nasza demokracja". Organizowali Marsz w Obronie Demokracji i Wolności Mediów, w którym uczestniczyli też dziennikarze wspierający partię Kaczyńskiego, dworujący dzisiaj z głosów niezadowolenia po objęciu władzy przez rząd Beaty Szydło. Dzisiaj wydają się zapominać o swoich równie histerycznych reakcjach. A przecież to było zaledwie rok temu.
Po wyborach okazało się, że zasady PiS nie odbiegają od standardów Platformy. W sprawie Trybunału Konstytucyjnego politycy PO mają usta pełne frazesów. W maju dokonali zamachu na Trybunał, próbując zapewnić sobie wpływ na obsadę pięciu sędziów, którym wygasała w tym roku kadencja. Obniżyli również wymagania dotyczące kandydatów na sędziów. Prawnicy skrytykowali tamtą ustawę.
Co kilka miesięcy później zrobił mający w Sejmie większość PiS? W ekspresowym tempie przegłosował nocą uchwały podważające wybór pięciu sędziów. Na oburzenie opozycji, której PiS w myśl wyższych standardów obiecywał pakiet demokratyczny, Jacek Sasin powiedział: „powołajcie sobie Trybunał Konstytucyjny na uchodźstwie". Prezydent Duda pod osłoną nocy przyjął ślubowanie sędziów wybranych przez PiS w Sejmie. Nawet nie próbowała mediować, znaleźć kompromisu w sytuacji kryzysu konstytucyjnego. Nie próbował, bo sam stał się stroną sporu, za co w przyszłości może odpowiadać przed Trybunałem Stanu.
12 i 13 grudnia odbyły się dwa marsze: jeden w obronie demokracji i Trybunału Konstytucyjnego, drugi z poparciem dla rządu i prezydenta. Andrzej Duda nie zrobił nic, żeby łączyć podzielony naród. Nie zaproponował wspólnego państwowego marszu dla upamiętnienia ofiar stanu wojennego. Nie odciął się od partyjnego marszu organizowanego przez PiS i „Gazetę Polską". Nie chce być prezydentem wszystkich Polaków, jak zapowiadał w kampanii. Chce być prezydentem zwolenników PiS.