Przy maksymalnych szacunkach rozłoży się to równo. Lecz doświadczenia światowe pokazują, że łatwiej się mobilizuje przeciw rządzącym. Partia Jarosława Kaczyńskiego może jesienią stracić władzę. Ale może wciąż też wygrać – szanse są wyrównane. Wybory samorządowe okazały się bardzo nietypowe pod względem frekwencji. Niepodobne do poprzednich. Wybory europejskie okazały się pod tym względem równie nietypowe. Przypuszczenie, że wybory parlamentarne będą podobne frekwencyjnie do poprzednich, ma słabe podstawy. Nic nie jest przesądzone. 50 tys. to skromny naddatek, jeśli toczy się walkę o kolejne 2–3 mln wyborców.
Czy trzy bloki opozycyjne mogą odebrać władzę partii Kaczyńskiego?
Mogą. Na Mazowszu odebrały. W wyborach sejmikowych na Mazowszu PiS miał najlepszy wynik, ale władzy nie przejął, bo okazało się, że brakowało mu dwóch mandatów do większości. Fidesz też po pierwszych swoich rządach wygrał wybory – był największą partią – ale to opozycja miała łącznie więcej głosów i na osiem lat Fidesz pożegnał się z władzą.
Czy opozycja nie zacznie się teraz sama zwalczać? Lewica atakuje PO, PSL stygmatyzuje Platformę jako lewicę, a PO oskarża PSL o podział.
Konkurencja ma inny sens na różnych osiach. Najabsurdalniejsza jest konkurencja między lewicą a PO. Wzajemne zwalczanie się może tylko cieszyć PiS. Te głosy i tak na PiS nie padną. Lecz rozumiem, że lewica boi się spaść pod próg i dlatego ostro atakuje PO. Platformie zejście poniżej progu nie grozi, atakując lewicę, pokazuje tylko swoją słabość, nie siłę. Lewicy chyba bardziej by pomogło ostre atakowanie PiS, nie PO, bo ona się nie musi kłaniać centrowemu wyborcy.
Z punktu widzenia walki PSL o wyborcę utraconego na rzecz PiS to ataki PO na ludowców nie szkodzą tym ostatnim, ale pomagają. Jednak Platforma atakuje PSL raczej z obawy o utratę swoich konserwatywnych wyborców. Zysk PO może być znikomy, a strata ogromna. Jeśli PSL nie przekroczy progu, to wtedy PiS może zdobyć samodzielną większość. Drugi efekt ataków na PSL może być taki, że jeśli antagonizmy między ludowcami i PO pójdą za daleko, to ludowcy, mając do wyboru koalicję z partią Schetyny lub Kaczyńskiego, mogą postawić na PiS. Przywództwo Władysława Kosiniaka-Kamysza w PSL nie jest nienaruszalne. Dzisiaj to PO atakuje bardziej PSL niż PiS. Kaczyński ogłosił politykę miłości. Jeśli PSL będzie miał do wyboru rząd z milutkim PiS albo oskarżającą go o zdradę Platformą, to wybór nie musi być oczywisty. Atak na PSL nie opłaca się Platformie.