Polacy chcą żyć w dobrze zorganizowanych i szczęśliwych miastach. U podstaw miejskiej piramidy potrzeb znajduje się mieszkanie czy może szerzej: zamieszkanie – kategoria obejmująca nie tylko tzw. cztery kąty, ale też relacje sąsiedzkie i podstawową infrastrukturę w bezpośrednim otoczeniu. Jeśli przyjmiemy założenie, że o mieście szczęśliwym w pierwszej kolejności decyduje dobra polityka mieszkaniowa, rozumiana jako długofalowe strategie działań administracji publicznej na rzecz zaspokajania potrzeb mieszkaniowych z jednoczesnym poszanowaniem lokalnych zasobów, polskie miasta szczęśliwe być nie mogą.
Czytaj więcej:
Jakich innowacji potrzebują miasta
Wiedeń daje przykład
Takich działań od lat nam brakuje. Doraźne programy mieszkaniowe projektowane pod dyktando kalendarza wyborczego mają niewiele wspólnego z długofalowymi strategiami zrównoważonego rozwoju. Badania dotyczące skutków braku takiej polityki wskazują, że sytuacja mieszkaniowa większości Polaków nie zmieniła się ani w trakcie transformacji, ani w okresie dynamicznych przemian po przystąpieniu do Unii Europejskiej. Nowe pokolenia mają z kolei najsłabsze perspektywy dostępu do samodzielnego mieszkania w dobrym standardzie, zajmowanego samodzielnie, ze stabilną perspektywą najmu lub nieobciążającej zbytnio budżetu domowego spłaty kredytu hipotecznego.
Po 1989 r. realizację potrzeb mieszkaniowych przerzucono do sfery prywatno-rynkowej, co w żaden sposób nie przełożyło się na podnoszenie jakości życia w mieście i nie uczyniło polskich miast szczęśliwymi. Mieszkalnictwo to bowiem jedna z tych sfer, w których podejście rynkowe po prostu się nie sprawdza, co dobrze pokazuje przykład Wiednia. Austriacka stolica od lat wygrywa prestiżowe rankingi mierzące jakość życia, uchodząc za miasto posiadające jedną z najlepszych polityk mieszkaniowych w Europie. Jej jakość opiera się na własności komunalnej, a nie prywatnej – niemal 80 proc. mieszkańców naddunajskiej metropolii mieszka w wynajmowanych mieszkaniach komunalnych lub subsydiowanych przez państwo.