Miasta nieszczęśliwe a długotrwała polityka mieszkaniowa

Doraźne programy mieszkaniowe projektowane są pod dyktando kalendarza wyborczego – pisze socjolog.

Aktualizacja: 26.06.2018 23:21 Publikacja: 26.06.2018 18:49

Miasta nieszczęśliwe a długotrwała polityka mieszkaniowa

Foto: Fotorzepa/ Adam Burakowski

Polacy chcą żyć w dobrze zorganizowanych i szczęśliwych miastach. U podstaw miejskiej piramidy potrzeb znajduje się mieszkanie czy może szerzej: zamieszkanie – kategoria obejmująca nie tylko tzw. cztery kąty, ale też relacje sąsiedzkie i podstawową infrastrukturę w bezpośrednim otoczeniu. Jeśli przyjmiemy założenie, że o mieście szczęśliwym w pierwszej kolejności decyduje dobra polityka mieszkaniowa, rozumiana jako długofalowe strategie działań administracji publicznej na rzecz zaspokajania potrzeb mieszkaniowych z jednoczesnym poszanowaniem lokalnych zasobów, polskie miasta szczęśliwe być nie mogą.

Czytaj więcej:

Jakich innowacji potrzebują miasta

Wiedeń daje przykład

Takich działań od lat nam brakuje. Doraźne programy mieszkaniowe projektowane pod dyktando kalendarza wyborczego mają niewiele wspólnego z długofalowymi strategiami zrównoważonego rozwoju. Badania dotyczące skutków braku takiej polityki wskazują, że sytuacja mieszkaniowa większości Polaków nie zmieniła się ani w trakcie transformacji, ani w okresie dynamicznych przemian po przystąpieniu do Unii Europejskiej. Nowe pokolenia mają z kolei najsłabsze perspektywy dostępu do samodzielnego mieszkania w dobrym standardzie, zajmowanego samodzielnie, ze stabilną perspektywą najmu lub nieobciążającej zbytnio budżetu domowego spłaty kredytu hipotecznego.

Po 1989 r. realizację potrzeb mieszkaniowych przerzucono do sfery prywatno-rynkowej, co w żaden sposób nie przełożyło się na podnoszenie jakości życia w mieście i nie uczyniło polskich miast szczęśliwymi. Mieszkalnictwo to bowiem jedna z tych sfer, w których podejście rynkowe po prostu się nie sprawdza, co dobrze pokazuje przykład Wiednia. Austriacka stolica od lat wygrywa prestiżowe rankingi mierzące jakość życia, uchodząc za miasto posiadające jedną z najlepszych polityk mieszkaniowych w Europie. Jej jakość opiera się na własności komunalnej, a nie prywatnej – niemal 80 proc. mieszkańców naddunajskiej metropolii mieszka w wynajmowanych mieszkaniach komunalnych lub subsydiowanych przez państwo.

Sytuacja, gdy mieszkania są tanie i wynajmowane na stabilnych i prospołecznych warunkach, ma kolosalne znaczenie dla jakości życia w mieście. Po pierwsze, daje poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, co przekłada się na budowanie silnej tożsamości lokalnej i kapitału społecznego. Po drugie, kiedy kwestie mieszkaniowe pochłaniają niewielką część domowego budżetu, zwiększają się możliwości wypełniania wielu innych potrzeb związanych z: samorealizacją, edukacją, uczestnictwem w kulturze i życiu społecznym itp. Innymi słowy: prospołeczna polityka mieszkaniowa sprzyja poczuciu szczęścia w mieście.

Przyszłość w miastach

W wypadku polskich miast sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Zakorzeniona w naszych kodach kulturowych dominacja myślenia „własnościowego" oraz doświadczenia czasów PRL sprawiły, że sam termin „mieszkanie komunalne" stał się określeniem stygmatyzującym. Fetysz własności prywatnej ugruntował przekonanie, że najemcy, lokatorzy to niemal bez wyjątku nieudacznicy bądź patologia, od której należy się odgrodzić.

Dobrze pokazują to reakcje miejskiej klasy średniej na plany budowy gminnych mieszkań komunalnych. Wzbudzają one niemal zawsze gwałtowne protesty, których głównym argumentem jest to, że mieszkania komunalne przyczynią się do spadku jakości życia i bezpieczeństwa w okolicy. Symbolem statusu i aspiracji stał się więc płot, który odgrodził to, co prywatne, od tego, co publiczne, komunalne. Takie postawy nie tworzą miasta szczęśliwego.

Problem ten jest jednak o wiele poważniejszy. Truizmem jest dziś mówienie, że przyszłość świata decyduje się w miastach. Te regiony, które wyzwolą innowacyjny potencjał swoich miast, znajdą się w awangardzie zmian i będą czerpać z tego stosowną dywidendę. Tam, gdzie się to nie uda, dominować będzie natomiast syndrom peryferyjności i imitacyjnej modernizacji. Polityka mieszkaniowa ma w tym kontekście istotne znaczenie, co można wytłumaczyć, odnosząc się do idei zrównoważonego rozwoju miast. Ostatnimi laty termin ten stał się niezwykle popularny i używany był w tak różnych kontekstach, że zgubiono zupełnie jego sens. W myśl tej koncepcji zrównoważony rozwój powinien się dokonywać z poszanowaniem lokalnych zasobów. W przypadku miast możemy mówić o kilku kluczowych, trudno odtwarzalnych zasobach, takich jak: ład przestrzenny, ekologia, tożsamość i kapitał społeczny.

W sytuacji, gdy kwestia mieszkaniowa została przerzucona na siły rynkowe, wszystkie te zasoby ulegały stopniowemu niszczeniu. Chaos urbanistyczny, rozlewanie się miast, dominacja grodzonych osiedli, smog, próżnia socjologiczna i atomizacja społeczna – wszystkie te określenia, będące antytezami miasta szczęśliwego, charakteryzują współczesne polskie miasta. O ile w przypadku każdego z tych zjawisk da się zidentyfikować wiele przyczyn, o tyle ich wspólnym mianownikiem jest długoletni brak polityki mieszkaniowej. Skutki tego odczuwamy w różnych wymiarach decydujących o potencjale rozwojowym miast.

W wymiarze ekonomicznym z takim podejściem do mieszkalnictwa nie uwolnimy się od statusu kraju peryferyjnego. Charakterystyczne dla świata Zachodu odrodzenie miejskie, dokonujące się na przełomie XX i XXI w., w dużej mierze polegało na wzmacnianiu kreatywnych potencjałów miast, dostosowując je do wymogów gospodarki postindustrialnej. W miejsce upadającego przemysłu podstawą gospodarczą miast stawały się przemysły kreatywne i usługi. Aby jednak pobudzać te sektory, konieczna jest silna mieszczańska klasa średnia dysponująca odpowiednim kapitałem kulturowym i finansowym.

Pieniądze i czas

Kształtujące się polskie nowe mieszczaństwo nie stało się jednak wymarzoną klasą kreatywną, która stymulowałaby wspominane sektory, gdyż utknęło ono w pułapce kredytów hipotecznych i mieszkań, tudzież domów „pośrodku niczego". Jeśli przyjrzymy się budżetowi przeciętnej rodziny z miejskiej klasy średniej, to okaże się, że spora część jej wydatków dotyczy kosztów zamieszkania: rat obsługi kredytów mieszkaniowych i samochodowych, a także wydatków na dojazdy do centrum miasta. W takim przypadku ogromny kapitał finansowy transferowany jest poza gminę miejską: do banków, koncernów paliwowych i samochodowych, budżetu centralnego itp. W konsekwencji tych pieniędzy brakuje na to, aby z przemysłów kreatywnych i usług uczynić koła zamachowe rozwoju polskich miast.

Ale nie tylko pieniądze mają tu znaczenie – cenny jest także czas. Jeśli weźmiemy pod uwagę kilka kluczowych zmiennych z ostatnich dwóch dekad: spektakularny wzrost wykształcenia, wzrost wynagrodzeń i PKB, budowę nowych instytucji kultury (filharmonii, centrów kultury itp.), to powinniśmy zaobserwować wyraźny wzrost uczestnictwa w kulturze. Tak się jednak nie dzieje. Skutki braku polityki mieszkaniowej sprawiają, że polskiemu nowemu mieszczaństwu po prostu brakuje na to czasu. Chaotycznie zabudowywane miasta i tzw. urban sprawl (rozlewanie się miasta) sprawiają, że więcej czasu poświęca się na różnego rodzaju dojazdy i stanie w korkach niż na korzystanie z oferty usługowo-kulturalnej miast.

Polityka mieszkaniowa wpływa także na sferę obywatelską. Istotą miasta europejskiego jest jego polityczność. Od antycznej polis poprzez średniowieczne miasta będące „wyspami wolności w morzu feudalnych zależności" miasta europejskie charakteryzowały się samorządnością i zaangażowaniem obywatelskim. Opisana z końcem lat 70. XX w. próżnia socjologiczna wciąż dotyka polskich miast. Chaos urbanistyczny, suburbanizacja – i to niezależnie od tego, czy mówimy o klasycznym podmiejskim modelu czy tzw. suburbanizacji wewnętrznej, czyli rozbudowie osiedli deweloperskich w granicach administracyjnych miast pozbawionych jednak podstawowej miejskiej infrastruktury i komunikacji – sprzyja temu, co Robert Putnam nazwał „samotną grą w kręgle": zanikaniu kapitału społecznego i zaangażowania obywatelskiego. To natomiast przekłada się na osłabianie demokracji. Jeśli pragmatyczne mieszczaństwo zamyka się w prywatności, to otwiera się pole dla populizmu i tzw. partyjniactwa opartego na powiązaniach typu klientelistycznego.

I tu dochodzimy do najważniejszego problemu: wspólnotowości. O sile i innowacyjności współczesnych miast decyduje ich tożsamość – zdolność do mobilizowania lokalnych zasobów do działań na rzecz dobra wspólnego. W Polsce, z uwagi na złożone procesy historyczne, był z tym zawsze problem. Dobra polityka mieszkaniowa mogłaby tak rozumianą tożsamość wzmacniać. Jak sprawić, by mogło tak się stać?

Kluczowe jest to, by realne kształtowanie polityki mieszkaniowej leżało w gestii gmin miejskich rozumianych jako wspólnoty mieszkańców. Ważne, by zyskały one większą podmiotowość w tym zakresie, tak by polityki mieszkaniowe były tworzone w modelu partycypacyjnym, biorącym pod uwagę lokalny kontekst. Pisząc o miastach, często zapominamy, że mamy ich w Polsce ponad 900 i każde z nich ma swoją specyfikę. Inne problemy mieszkaniowe ma Kraków czy Warszawa, przyciągające całe rzesze nowych mieszkańców i zmagające się z nadmierną ekspansją deweloperów, inne natomiast te, których dotyka problem depopulacji i dekapitalizacji zasobów mieszkaniowych. Jeśli polityki mieszkaniowe będą miały charakter samorządny i obywatelski, to ich beneficjentem będzie gmina – wspólnota mieszkańców.

Dotychczasowe doraźne programy mieszkaniowe wprowadzane przez partie polityczne pozostawiają wiele do życzenia pod tym względem. Są bardziej odpowiedzią na zapotrzebowanie marketingu politycznego oraz efektem siły lobbingu różnych podmiotów niż tworzeniem faktycznej polityki mieszkaniowej. Mieszkalnictwo to przykład tzw. narracji konkretnej, z której realizacją najlepiej poradzi sobie gmina, która musi dbać o potrzeby swoich mieszkańców.

Autor jest członkiem Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego. Jest dr. hab., pracuje na Uniwersytecie Jagiellońskim

Więcej na stronie www.kongresobywatelski.pl

Polacy chcą żyć w dobrze zorganizowanych i szczęśliwych miastach. U podstaw miejskiej piramidy potrzeb znajduje się mieszkanie czy może szerzej: zamieszkanie – kategoria obejmująca nie tylko tzw. cztery kąty, ale też relacje sąsiedzkie i podstawową infrastrukturę w bezpośrednim otoczeniu. Jeśli przyjmiemy założenie, że o mieście szczęśliwym w pierwszej kolejności decyduje dobra polityka mieszkaniowa, rozumiana jako długofalowe strategie działań administracji publicznej na rzecz zaspokajania potrzeb mieszkaniowych z jednoczesnym poszanowaniem lokalnych zasobów, polskie miasta szczęśliwe być nie mogą.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej