Unia zaczyna upodabniać się do Polski?

Merkel odrzuca ofertę Macrona.

Publikacja: 05.06.2018 18:57

Unia zaczyna upodabniać się do Polski?

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

To będzie Europa, w której rząd PiS może się odnaleźć. Międzyrządowa, a nie kierowana z Brukseli. Zasadniczo jednolita, a nie podzielona na dwie prędkości. I jeśli w ogóle dążąca do większej integracji, to w żółwim tempie.

Sygnały, jakie docierają z Berlina i Rzymu, na lata rozstrzygną o kierunku rozwoju Wspólnoty. Dziewięć miesięcy od wizjonerskiego przemówienia w sprawie przyszłości Zjednoczonej Europy na Sorbonie, Emmanuel Macron doczekał się wreszcie odpowiedzi Angeli Merkel. Ale nie na miarę oczekiwań Paryża. Francuz chciał poważnego budżetu strefy euro zarządzanego z europejskiej centrali przez „europejskiego" ministra finansów. To byłby decydujący krok ku utworzenia europejskiego federalnego państwa. No i wyrzucenia poza jego margines krajów bez euro.

Ale kanclerz odpowiedziała na to zupełnie innym pomysłem. Jest nim powołanie Europejskiego Funduszu Walutowego (EFW), instytucji zarządzanej ze stolic krajów strefy euro i kontrolowanej przez narodowe parlamenty. Jej zadaniem byłoby ratowanie państw w opałach jak to robi MFW. Kompetencje Brukseli nie tylko nie zostałyby wzmocnione, ale Komisja Europejska straciłaby znaczną część swoich funkcji.

Aby pomóc Francuzom przełknąć tą gorzką pigułkę, Merkel opowiedziała się też za powołaniem małego (ok. 30 mld euro) budżetu na inwestycje w strefie euro, ale tylko w nadzwyczajnych okolicznościach spowodowanych zaburzeniami na świecie. I poparła ideę zacieśnienia współpracy wojskowej w wybranych dziedzinach jak drony czy cyberbezpieczeństwo, starannie jednak podkreślając, że od prawdziwej obrony Europy nadal byłoby NATO i Amerykanie.

Niemcy odrzucili pomysły Macrona, bo we wrześniowych wyborach do Bundestagu Merkel już dostała żółtą kartkę za lekceważenie oczekiwań wyborców. Skrajna prawica stała się trzecią siłą kraju gdy się okazało, że kanclerz dopuściła do masowego napływu imigrantów. Niemcy poczuli się też zaniepokojeni potencjalnymi kosztami budowy europejskiego superpaństwa.

Ale to przede wszystkim przejęcie władzy w Rzymie przez lewackich i skrajnie prawicowych populistów zmusiło Merkel do twardego stąpania po ziemi w sprawach europejskich. Włosi uznali, że Unia nie zapewniła im dobrobytu i ochrony przed imigrantami. Chcą teraz nie „więcej Europy", ale walki o „włoskie interesy". I jeśli tego nie dostaną, mogą w ogóle rozsadzić unię walutową i Unię Europejską.

Sygnałem, jak poważnie to oczekiwanie biorą pod uwagę w Berlinie, jest radykalna zmiana podejścia do polityki imigracyjnej. Merkel już nie upiera się przy systemie obowiązkowej redystrybucji uchodźców między kraje Unii. Stawia za to na wzmocnienie granic zewnętrznych Wspólnoty przez oddanie do dyspozycji Frontexu 10 tys. europejskich strażników. To rozwiązanie, które Polska z grubsza proponowała od trzech lat i za które była oskarżana o skrajny egoizm.

Na takim tle jeszcze niedawno uważana za radykalnie eurosceptyczną polityka PiS wobec Unii nagle wygląda więc na znacznie bardziej umiarkowaną, może wręcz mainstreamową. Nie tylko w sprawach imigracji, ale w wielu innych punktach zaczyna być podzielana przez takich graczy wagi ciężkiej, jak Holandia, Szwecja, Włochy i Niemcy. Rząd Mateusza Morawieckiego nie musi już walczyć z „Europą dwóch prędkości", a tym bardziej „federalną Europą", bo groźby ich powstania już nie ma. Unia wchodzi w okres instytucjonalnej stagnacji, „trwania", którego już doświadczyła choćby w latach 70. przed powołaniem Jednolitego Rynku.

Dla Polski to jest czas na walkę o utrzymanie tych aspektów integracji, które wspierają dynamiczny wzrost i przełamanie opóźnień cywilizacyjnych. To ochrona jednolitego rynku, zachowanie w miarę korzystnego budżetu Brukseli, zabezpieczenie interesów sektora finansowego krajów spoza strefy euro. Już teraz w technicznych negocjacjach, np. w sprawie Brexitu czy wojny handlowej z Ameryką, Polska dobrze odnajduje się w tej unijnej grze.

Do pełnego pogodzenia się rządu PiS z Europą brakuje jednak przełamania odziedziczonych po ekipie Beaty Szydło sporów z Brukselą, głównie o praworządność. Teraz jest dobry moment, aby pójść na ostateczny kompromis w tej sprawie. W Berlinie, Rzymie i innych stolicach Unii dawno nie było tyle zrozumienia dla polskiego punktu widzenia.

To będzie Europa, w której rząd PiS może się odnaleźć. Międzyrządowa, a nie kierowana z Brukseli. Zasadniczo jednolita, a nie podzielona na dwie prędkości. I jeśli w ogóle dążąca do większej integracji, to w żółwim tempie.

Sygnały, jakie docierają z Berlina i Rzymu, na lata rozstrzygną o kierunku rozwoju Wspólnoty. Dziewięć miesięcy od wizjonerskiego przemówienia w sprawie przyszłości Zjednoczonej Europy na Sorbonie, Emmanuel Macron doczekał się wreszcie odpowiedzi Angeli Merkel. Ale nie na miarę oczekiwań Paryża. Francuz chciał poważnego budżetu strefy euro zarządzanego z europejskiej centrali przez „europejskiego" ministra finansów. To byłby decydujący krok ku utworzenia europejskiego federalnego państwa. No i wyrzucenia poza jego margines krajów bez euro.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej