Nowy ład: Pierwsza wojna pisarzy

Dla Zachodu I wojna światowa stała się końcem znanego świata. Dla naszej części Europy była często drogą ku niepodległości i zalążkiem nowoczesności.

Publikacja: 09.08.2018 14:41

Rysunek przedstawiający dobrego wojaka Szwejka, postać stworzoną przez Jaroslava Haška

Rysunek przedstawiający dobrego wojaka Szwejka, postać stworzoną przez Jaroslava Haška

Foto: Wikipedia

Wielka Wojna dla Zachodu była doświadczeniem traumatycznym. Ci, którzy ją przetrwali, nosili potem w sobie jej ślady. Takie brzemię było udziałem całej generacji pisarzy zachodnioeuropejskich, a zwłaszcza amerykańskich, nazwanej później, właśnie z powodu psychicznych i fizycznych okaleczeń, które odcisnęły się na ich twórczości, „straconym pokoleniem". Im poświęcono pierwszą część tego szkicu zamieszczoną w poprzednim numerze.

Czytaj także: Pierwsza wojna pisarzy

Inaczej przebiegała i w odmienny sposób była postrzegana zawierucha wojenna lat 1914–1918 na obszarach Europy Środkowej, Wschodniej i na Bałkanach. Co innego miała przynieść narodom uważającym te ziemie za swoje, zawłaszczone tylko przez obcych. Nie należy sądzić, że kontynentalny konflikt przybrał tutaj jakieś łagodniejsze formy – śmierć i zniszczenie zbierały równie obfite żniwo. Ale gdy Zachód po wojnie pogrążył się albo w żałobie, albo w poszukiwaniu uciech mających przynieść zapomnienie, druga część Europy świętowała spełnienie się nadziei.

Na ruinach starych imperiów powstały lub odrodziły się państwa narodowe. Wiele jest koncepcji dotyczących społeczno-politycznego i kulturowego początku XX w. w bliższej nam Europie, rzeczywistego, a nie chronologicznego otwarcia tego niezwykłego stulecia. Sytuuje się je niekiedy pod koniec XIX w., gdy inteligencja pochodzenia mieszczańskiego, jak w Czechach, szlacheckiego, jak w Polsce, czy chłopskiego, jak na Litwie, stała się w pełni świadoma swego istnienia i zaczęła definiować swoje funkcje. Zwolennicy cezur przełomowych wskazują na rewolucję 1905 r., odnajdując w niej ważne impulsy dla rozwoju nowoczesnej idei państwowości. Jednak punktem na linii czasu bardzo wyrazistym jest zakończenie Wielkiej Wojny i ukonstytuowanie się nowego ładu europejskiego, który przetrwał co prawda tylko do wybuchu kolejnej, a w znacznej mierze był jej przyczyną, ale dał podstawy pod dzisiejszy kształt polityczny kontynentu.

Wojna powszechna o wolność ludów

Ambiwalentna, a właściwie pozytywna ocena I wojny znalazła wyraz także w literaturze. W „Młodszej Europie", by użyć określenia Jerzego Kłoczowskiego, nie wyłoniło się z pożogi żadne stracone pokolenie, trudno nawet mówić o jakiejś grupie generacyjnej, dla której sama wojna jako dziejowy, moralny czy materialny kataklizm byłaby przeżyciem fundamentalnym. Znacznie ważniejsze były związane z nią oczekiwania. A oczekiwano przede wszystkim niepodległości, wolności, prawa do samostanowienia we własnej ojczyźnie. Wszelkie procesy, które miały doprowadzić do takich zmian, miały sens i były celowe, wszelka ofiara na drodze do ich osiągnięcia była uzasadniona, niemal uświęcona przez rezultaty.

W dziełach pisarzy odnoszących się bezpośrednio do czasów wojny dominował więc ton podniosły, często heroiczny, idealizacje wysiłku i poświęcenia prostego żołnierza, walki w słusznej sprawie, śmierci chwalebnej, bo usprawiedliwionej życiem tych, którzy doczekają wyzwolenia. Im silniejsze było przekonanie uczestników zmagań, że nie przelewają krwi za władców wrogich monarchii, ale za lepszą przyszłość swoich bliskich, tym dobitniej powracała w tworzonej przez nich literaturze tendencja do pochwały wojny. Dlatego taki właśnie obraz czynu zbrojnego polskiego żołnierza otrzymywali czytelnicy prozy i poezji legionowej.

Legiony miały przywrócić Polskę na mapę Europy, w opisujących ich wojenne losy utworach nie było więc miejsca na wielkie dylematy etyczne i refleksje nad absurdalnością frontowego piekła. Wzorzec dla autorów polskich wyznaczał Juliusz Kaden-Bandrowski, żołnierz Legionów, adiutant Józefa Piłsudskiego i kronikarz I Brygady. Bardzo charakterystyczne, że jego pierwszym dziełem polemicznym, krytycznie opisującym rzeczywistość, była dopiero powieść „Generał Barcz", wydana w 1922 r., prezentująca subiektywną wizję sytuacji już powojennej, gdy w odrodzonej Polsce trwała batalia o władzę.

Postawę inną niż programowy idealizm – jeśli chodzi o teksty odnoszące się bezpośrednio do lat wojny – znaleźć można było przede wszystkim w subiektywnych wspomnieniowych zapiskach, niepretendujących na ogół do kanonu literackiego epoki lub w epizodach opowieści obejmujących znacznie szerszy horyzont dziejów. Wspomnieniowe notatki z lat wojny pozostawił po sobie Ferenc Molnar, jeden z najbardziej znanych twórców węgierskich tego okresu. Niemniej tom, wydany w Polsce pod tytułem „Galicja 1914–1915. Zapiski korespondenta wojennego" (dopiero w 2011 r., prawie 100 lat po wersji oryginalnej), pozostaje lekturą dla specjalistów i entuzjastów. Świat natomiast pamięta prozaika w pierwszym rzędzie jako tego, który ofiarował czytelnikom „Chłopców z Placu Broni".

Sceny wojenne znalazły się w monumentalnej tetralogii Marii Dąbrowskiej „Noce i dnie", ale w zakończeniu tej panoramy losów polskiej inteligencji – były zwieńczeniem opowieści, nie jednym z jej motywów przewodnich.

Upraszczającemu, ale klarownemu zilustrowaniu różnicy w literackiej recepcji I wojny posłużyć może przywołanie dwóch zaskakujących, bo rzadko w tym kontekście przywoływanych tytułów. Oba dzieła powstały w kręgu niemieckojęzycznym. Ich autorzy byli świadkami wojny, choć jeden obserwował jej przebieg jako dojrzały mężczyzna, drugi jako dziecko. Co więcej, nie powstawały właściwie z myślą o tej wojnie. Pierwsza z nich była już zasadniczo pracą ukończoną w chwili wybuchu wojny. Oswald Spengler miał wydać swoje opus magnum, „Zmierzch Zachodu", w 1914 r., ale wiadomości o rozpoczęciu działań wojennych przerwały przygotowania do publikacji. Książce to pomogło. Filozoficzno-historiozoficzny traktat Spenglera, badacza amatora, przedstawiający apokaliptyczną wizję końca zachodniej (uściślając: niemieckiej) cywilizacji, choć nie zdobył uznania krytyki jako niespełniający kryteriów gatunku, trafił doskonale w pesymistyczne nastroje obywateli zmiażdżonego mocarstwa pruskiego. Naukowcy wybrzydzali, ale czytelnicy znajdowali pocieszenie w zawiłym wywodzie szukającym wyjaśnienia schyłku ich świata w mistycznych, niejasnych, a więc tym łatwiejszych do zaakceptowania długotrwałych procesach historycznych.

Bez mała pod każdym względem na antypodach dzieła Spenglera, dyskutowanego potem przez dekady, znalazła się niepozorna publikacja austriackiego pisarza o żydowskich korzeniach Friedricha Torberga, wydana dopiero w 1975 r., pod przewrotnym tytułem „Ciocia Jolesch lub zmierzch Zachodu w anegdotach". Autor tej pozycji, dalekiej od aspirowania do rangi klasyki literackiej, który wojnę oglądał oczyma niespełna 10-letniego chłopca, dał satyryczny obraz życia codziennego w  monarchii austro-węgierskiej w ostatnich chwilach jej istnienia. Pierwsza z wojen jawi się tu jako wydarzenie wobec tej egzystencji zewnętrzne, niedokuczliwe, w znacznym stopniu odświeżające. Dopiero następna, zainicjowana Anschlussem Austrii, przyniosła zagładę, strach i rozpacz. Spengler wieszczył więc w dziejowym przełomie, który apogeum osiągnął po strzałach w Sarajewie, ostateczny upadek. Torberg zaś w tym upadku widział ożywczy przełom. Pozornie to tylko gra słów, a jednak skupia w sobie rozbieżność dwóch różnych typów świadomości europejskiej po 1918 r.

Wojna jako chaos

O ile dla Zachodu ostatnia wojna monarchii miała wymiar doświadczenia totalnego, globalnej tragedii unicestwiającej pokolenie i całe systemy wartości, o tyle Wschód (używam tej kategorii z braku lepszego określenia) przeżył ją i wypowiedział to przeżycie literacko raczej w skali indywidualnej, codziennej i z perspektywy cywilnej, nawet jeśli ów cywil zmuszony był przywdziać mundur którejś z wielkich armii. Pod piórem pisarzy przeżycie to przybierało postać komedii lub dramatu postaw i typów ludzkich ujawniających się w groteskowych mozaikach wojennych perypetii.

Arcydziełem wzorca komediowego stały się „Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej". Odpowiedzialny za tę powieść Jaroslav Hašek był zarazem pierwowzorem swojego bohatera. Bywalec kawiarni i (zwłaszcza) piwiarni oraz aktywny uczestnik życia czeskiej bohemy zaczął pisać opowiadania o Szwejku już w 1911 r. W tym też czasie, co godne odnotowania, był jednym z założycieli Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa – myśl, że sfera polityki zasługuje tylko na karykaturę, naprawdę nie jest nowa. Po wybuchu wojny znalazł się w szeregach armii cesarsko-królewskiej. Nie będąc gorącym zwolennikiem idei umierania za cesarza, dostał się, bynajmniej nie bez pewnej własnej inicjatywy, do rosyjskiej niewoli. Potem jego żywot wyglądał jeszcze barwniej – dość powiedzieć, że gdy w 1920 r. zawędrował w końcu do istniejącej od niedawna pod tą nazwą Czechosłowacji, został z miejsca oskarżony równocześnie o bigamię i dezercję – ale nas interesuje z powodu zbieżności z fikcyjną biografią Szwejka.

Szwejk nie ma w sobie nic z przedstawiciela straconego pokolenia, wprost przeciwnie, jego zaraźliwa pogoda ducha ma w sobie zaprzeczenie wojennej makabry. Powieść jest powszechnie interpretowana jako antywojenna, ale jeśli na taką zgodzić się wykładnię, to koniecznie trzeba dodać, że artystyczny protest czeskiego pisarza wymierzony jest w instytucjonalny poziom wojny – ludzie wrzuceni w tryby machiny wojennej przestają być ludźmi, a stają się funkcjami definiowanymi przez noszone dystynkcje. Sama wojna to nieustanna próba zapanowania nad pączkującym chaosem, podejmowana przez tych, którzy sami go wywołali. Rys tragiczny świadomości zachodniej zastąpiło tu więc dogłębne poczucie absurdu, jak twierdzą niektórzy – szczególnie rozwinięte w słowiańskim kręgu kulturowym.

Obok ujęcia prześmiewczego pojawiały się w literaturze dramatyczne przedstawienia wojny jako antytezy rzeczywistości uporządkowanej. Michaił Bułhakow ukończył studia medyczne w 1916 r. i dopiero wtedy wojna upomniała się o niego. Wraz z pierwszą żoną prowadził szpital na tyłach frontu, niosąc pomoc przede wszystkim cywilom, którzy ucierpieli w wyniku wojennego kryzysu. Wojna w Rosji płynnie przeszła w rewolucję i wojnę domową, dlatego niezbyt długo genialny prozaik cieszył się spokojem po powrocie do rodzinnego Kijowa. Miasto przechodziło z rąk do rąk: wkraczali bolszewicy, Ukraińcy walczący o niepodległość, biali, wierni państwu w jego dawnym kształcie. Każda armia podejrzliwie spogląda na ludność cywilną, ale też każda potrzebowała lekarza. Bułhakow, jak jego miasto, również był „zdobywany" przez kolejne grupy wojsk, starał się więc w tym strasznym widowisku zachować życie, a przy tym pozostać bezstronnym lekarzem. Gdy walki w końcu ucichły, wypalony, zmęczony, prawie 40-letni inteligent postanowił porzucić wyuczony zawód i zająć się już bez reszty pisarstwem.

W 1922 r. ukazała się jego powieść „Biała gwardia". Była to opowieść o kijowskiej rodzinie i jej zmaganiach o przetrwanie w kraju ogarniętym szaleństwem. Wojna została tu opisana nie jako światowe starcie tytanów, ale raczej jako brutalne naruszenie ustalonego porządku rzeczy w wymiarze lokalnym. Całość miała być hołdem złożonym zmarłej nieco wcześniej matce pisarza. Utwór niegloryfikujący rewolucji, a w każdym razie nieczyniący tego dosłownie, nie przypadł do gustu decydentom nowej Rosji, więc chociaż nie był całkowicie objęty zakazem, właściwie unikano jego rozpowszechniania. Dzisiaj nie budzi już wielkich emocji, należy do książek zapomnianych, szczególnie w porównaniu z największym osiągnięciem Bułhakowa, „Mistrzem i Małgorzatą". Nie zmienia to jednak faktu, że „Biała gwardia" była jednym z najciekawszych rosyjskich świadectw wojny.

Wojna jako początek

Powróćmy na łono literatury polskiej. Jak uczą nas mitologie, z chaosu rodzi się ład. Z wojny miał wyłonić się pokój i poczucie bezpieczeństwa w Europie pełnej nowych linii granicznych. Wydobyty z zamętu porządek był jednak zaledwie fundamentem, na którym należało dopiero zbudować trwałe struktury. Forma tych struktur oraz sposób organizacji nowo powstałych państw interesowały pisarzy znacznie bardziej niż chaos, który dał im początek.

Gdy zakończyła się wojna i powstawało odrodzone państwo polskie, Stefan Żeromski był już cenionym pisarzem o imponującym dorobku. Urodzony w roku klęski powstania styczniowego, wywodzący się ze zubożałego rodu szlacheckiego, znał również z autopsji najnowsze (z perspektywy dwudziestolecia międzywojennego) dzieje Polski, jej wzloty i upadki, wielkość i słabości jej mieszkańców. Mierzył się z powodzeniem z motywem walki i śmierci, szaleństwa wojny i obłędu wyższych racji. Czytelnicy mieli już okazję poznać „Popioły", które prócz sławy przyniosły pisarzowi stabilizację materialną i nieco wcześniej bezwzględną w swej szczerości nowelę „Rozdziobią nas kruki, wrony". Autor „Ludzi bezdomnych" nie zwykł podejmować tematów nieistotnych, a te, które poruszał, były na wskroś polskie i boleśnie aktualne.

Znamienne zatem, że swej ostatniej powieści nie poświęcił niedawno zakończonej wojnie. Nie była mu obca, zgłosił się wszak do Legionów. A mimo to za znacznie ważniejsze uznał kwestie przyszłości, nie przeszłości. Zamiast wojny opisał rewolucję, zamiast cierpień frontowych – walkę społeczną w czasie pokoju. Wiele wyjaśnia tytuł: wojna była dla niego, podobnie jak dla ogromnej większości Polaków, preludium do wyczekiwanej ponad wiek samodzielnej, suwerennej państwowości. I do pytania zasadniczego: co należy z tym darem od historii zrobić? Dramat poszkodowanych warstw społecznych, którym odzyskana ojczyzna nie potrafiła zapewnić godnej egzystencji, z którego Żeromski doskonale zdawał sobie sprawę, dowodził, że prawdziwie trudne konflikty dopiero Polaków czekają, że wojna była – jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi – tym łatwiejszym fragmentem dziejów. Pisarz nazywany sumieniem narodu wiedział, że nawet w najdrastyczniejszych swoich przejawach ta wojna nie była dla rodaków procesem wyniszczającym, bo naród po 123 latach zaborów i z kompletem przegranych zrywów niepodległościowych nie mógł zareagować neurotycznie na krew, gwałt i ogień. Niewielu było zdolnych utożsamiać się z histerycznie ścigającymi iluzje szczęścia bohaterami prozy Fitzgeralda. Ta wojna ani w Polsce, ani w tej części Europy nie zakończyła się w chwili podpisania przez mocarstwa zachodnie traktatów pokojowych. Polska zdążyła już stoczyć kolejną, w obronie świeżo odzyskanej niepodległości, nie mogąc liczyć na wsparcie jakichkolwiek sojuszników. I tę też przeżyła i wyszła z niej zwycięska.

Zwyciężanie było nowym aspektem w polskich bojach, ale to akurat nie mogło być powodem zbiorowej pokoleniowej depresji. Niebezpieczeństwo kryło się w wolności, bo dla wszystkich żyjących generacji wolność istniała do tej pory wyłącznie w sferze marzeń. Jej rzeczywiste odzyskanie nie oznaczało, że wszystko w posklejanych z trzech fragmentów państwie poukłada się samo. Zakończonej wojny pisarz się nie obawiał, ale konsekwencji jej pomyślnego dla Polaków wyniku, bo błędne decyzje mogły przywołać widmo rewolucji, wojny domowej, a takiego ciężaru świeża państwowość nie dałaby rady udźwignąć. „Przedwiośnie" ukazało się w 1924 r., pisarz zmarł jesienią następnego roku. Nie zobaczył już, jak w maju 1926 r. jego obawy zaczęły przybierać postać realną.

Najlepiej jest pisać o rodzimej literaturze, trzeba jednak przypomnieć, że podobne rozterki przeżywali Czesi, Węgrzy, Jugosłowianie, Finowie czy Litwini. Dobra wojna – dobra również dla pisarzy, którzy mogli wreszcie pisać we własnym języku i bez narażania się na represje – zakończyła się, dała powody do radości, ale egzamin dojrzałości nowe byty polityczne musiały dopiero zdać.

Wielka Wojna dla Zachodu była doświadczeniem traumatycznym. Ci, którzy ją przetrwali, nosili potem w sobie jej ślady. Takie brzemię było udziałem całej generacji pisarzy zachodnioeuropejskich, a zwłaszcza amerykańskich, nazwanej później, właśnie z powodu psychicznych i fizycznych okaleczeń, które odcisnęły się na ich twórczości, „straconym pokoleniem". Im poświęcono pierwszą część tego szkicu zamieszczoną w poprzednim numerze.

Czytaj także: Pierwsza wojna pisarzy

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie