W związku z decyzją hiszpańskiego Sądu Najwyższego oddalającego zażalenie rodziny ws. ekshumacji generała Franco przypominamy tekst, jaki ukazał się w "Rzecz o historii" w maju 2017 roku.
Część opinii publicznej uważa, że ekshumacja i wyrzucenie szczątków Caudillo z bazyliki wybudowanej rękoma tysięcy więźniów politycznych reżimu frankistowskiego jest przejawem sprawiedliwości dziejowej. Inni, w tym nawet osoby z dystansem oceniające twórcę hiszpańskiej Falangi, postrzegają ten gest jako „prostacką zemstę" lewicy na człowieku, którego czynów nie można ocenić jednoznacznie.
Hiszpańscy narodowcy podkreślają, że wybór bazyliki na miejsce spoczynku Franco wynika z faktu, że od 1947 r. aż do śmierci w 1975 r. był on regentem królestwa Hiszpanii, a więc osobą reprezentującą monarchę w okresie bezkrólewia. Z kolei hiszpańska lewica zdaje się całkowicie pomijać rolę Franco w utrzymaniu hiszpańskiej neutralności w mrocznym czasie II wojny światowej.
Hiszpania co prawda przystąpiła po 1937 r. do paktu antykominternowskiego, ale w żaden sposób nie uszczupliło to jej suwerenności. Musiała balansować między potężnym sojuszem niemiecko-włoskim na wschodzie a potęgą brytyjską, którą uosabiała na zachodzie potężna baza morska i lotnicza zbudowana pod skałą Gibraltaru.
Krytycy Franco przypominają, że w marcu 1939 r. specjalne oddziały pacyfikacyjne armii hiszpańskiej wkroczyły do Granady i Kordoby, gdzie wymordowały – w zależności od szacunków – od 150 tys. do 400 tys. osób. Dzieci ofiar tej zbrodni były przekazywane do specjalnych sierocińców prowadzonych przez siostry zakonne, a dorośli krewni, którym udało się przeżyć, trafiali zazwyczaj do hiszpańskich obozów koncentracyjnych, gdzie panował terror nie mniejszy niż w Dachau czy Buchenwaldzie.