Przypomnieli przy tym, że związki zawodowe na Wyspach Brytyjskich nie biorą pod uwagę kryterium narodowościowego, zajmują się wyłącznie ochroną praw pracowniczych.
Kacper Stachowski z Działu Rozwoju Związku w Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" zauważył, że podobnie jest w Polsce, gdzie wzrasta liczba zatrudnionych cudzoziemców. W przedsiębiorstwie - zaznaczył - są tylko dwie strony: pracownik i pracodawca, dla związków nie mają znaczenia życie prywatne i poglądy pracowników.
Dominik Owczarek z ISP podkreślił, że w opinii brytyjskich związków zawodowych imigranci stanowią potencjał; nie postrzega się ich w kategoriach zagrożenia, lecz raczej gwarancji dla konkurencji na rynku pracy, a także szansy na rozwój ruchu związkowego.
Jednak Polaków - wskazywał - charakteryzuje niechęć, niskie zaufanie do struktur organizacyjnych i niewielka znajomość prawa pracy. Dlatego niewielu z nich przystępuje do związków zawodowych, zazwyczaj zapisują się do nich w razie kłopotów lub gdy poszukują pomocy. Z drugiej strony ci, którzy do związków przystępują, często mają zbyt wysokie oczekiwania względem organizacji.
Największa brytyjska centrala związkowa to Kongres Związków Zawodowych (TUC). Liczy ponad 6,2 mln członków. Zaangażowanie pracowników w działalność związków zawodowych w Wielkiej Brytanii szacuje się na około 30 proc.