Hołownia tłumaczył, że „w życiu warto przekraczać granice między opisywaniem świata, komentowaniem go, a jego «robieniem»”. - Bez wątpienia jednym z kluczowych momentów było dla mnie zabójstwo Pawła Adamowicza - podkreślił.

- Na własne oczy zobaczyłem, jak bardzo coś jest w Polsce nie tak: zabić ojca rodziny, człowieka, tylko dlatego, że jest politycznym przeciwnikiem? Zabić go na oczach tłumów, w wielkie święto czystego dobra, podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy? Poczucie, że trzeba coś zrobić, a nie tylko mówić, krytykować, narastało we mnie od jakiegoś czasu, bo na spotkaniach autorskich, kiedy jeździłem po kraju w związku z moimi poprzednimi dwudziestoma książkami, cały czas słyszałem: „Zróbmy coś z tym, niech nam pan powie, co możemy zrobić”. Mam ludziom mówić, co mają zrobić? Ja sam muszę najpierw coś zrobić - powiedział Hołownia.

- A na jakie działanie w skali kraju pozwala Konstytucja Rzeczypospolitej bezpartyjnemu obywatelowi, który nie ma żadnego politycznego zaplecza? Pozwala mu kandydować na prezydenta RP. Do tego nie trzeba partii - dodał. Zaznaczył, że decyzja o udziale w wyborach nie była łatwa, ponieważ „oznaczała zmianę całego życia”. - To nie jest tylko kwestia większej ilości pracy, to kwestia innego traktowania przez ludzi i wielu innych problemów do rozwiązania: że musisz nagle żyć w innym rytmie, że twoja rodzina jest w to zamieszana – ale ja po prostu nie mogłem dłużej patrzeć na to, co się dzieje - deklarował w rozmowie z Wydawnictwem Znak, opublikowanej na portalu Onet.

Hołownia podkreślił, że „najtrudniejsze było zmaganie się z zabetonowaną sceną polityczną”. - To poczucie, że jadą na ciebie dwa walce, a ty się musisz jakoś zmieścić między nimi. Z jednej strony walec PiS-u, z drugiej – walec Platformy. To są walce zaprawione w boju, zatrudniające setki ludzi, dysponujące milionami z budżetu, mające swoje media, oczywiście w różnej skali: Platforma ma media sprzyjające jej, a PiS sobie swoje po prostu kupił. Przebijać głową ten mur było czymś niezwykle trudnym, ale jakoś daliśmy radę - ocenił.

- Byłem pierwszym kandydatem, który położył swoją wizję Polski na stół; zrobiliśmy to pierwszego dnia kampanii. Później opracowaliśmy kilkanaście programów sektorowych. Pozostali kradli z nas, aż furczało. Nie chodzi o to, żeby kupić narrację i sposób działania innych graczy, tylko żeby mieć świadomość, z jakim przeciwnikiem się gra. To nie jest najczystszy ze światów - dodał lider ruchu Polska 2050.