– Dzień dobry! Tu Władimir Putin. Serdecznie pozdrawiam was z okazji waszego zawodowego święta: dnia wojskowych wywiadowców – taką głosową wiadomość wypowiadaną przez prezydenta Putina (prawdopodobnie zmontowaną z jego kilku wypowiedzi) można w Rosji zamówić na telefon znanego sobie współpracownika GRU. Za równowartość 2,5 dolara.
W przeciwieństwie jednak do ubiegłego roku realny prezydent Rosji nie przemówił we wtorek do pracowników wywiadu wojskowego. Musieli zadowolić się jedynie ministrem obrony Siergiejem Szojgu. – Personel wywiadu godnie kontynuuje tradycje swych poprzedników – zapewniał szef resortu obrony.
Chłód prezydenta wobec GRU jest zrozumiały: od dwóch lat rosyjski wywiad wojskowy odnotowywał wpadkę za wpadką. Począwszy od nieudanej próby zamachu stanu w Czarnogórze w 2016 roku, poprzez utratę siatki w USA i próbę zamordowania w marcu 2018 roku w Salisbury swojego byłego kolegi Siergieja Skripala i jego córki (w wyniku której zmarła przypadkowa obywatelka brytyjska), aż po wpadkę pięciu agentów w Holandii, którzy próbowali włamać się na serwery Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej.
To prawdopodobnie seria nieudanych operacji doprowadziła rok temu do śmierci poprzedniego szefa GRU, generała Igora Korobowa. Pod koniec września 2018 roku wezwano go na Kreml, gdzie został mocno obsztorcowany za wpadki. Po wyjściu z narady zasłabł, zmarł miesiąc później, na początku listopada.
Jego poprzednik, generał Igor Sergun, zmarł dwa lata wcześniej, tuż po Sylwestrze 2016 roku. Oficjalnie „w jednym z domów wypoczynkowych pod Moskwą". O jego śmierci wszyscy dowiedzieli się z telegramu kondolencyjnego, który prezydent Putin wysłał jego rodzinie. Ale amerykański ośrodek analityczny Stratfor twierdził, że generał zmarł nagle w Libanie.