Wraz z początkiem dorocznego wystąpienia prezydenta przed Zgromadzeniem Federalnym od Dalekiego Wschodu zaczęły się pikiety i protesty w miastach Rosji. Demonstranci domagali się uwolnienia Aleksieja Nawalnego i innych więźniów politycznych.
Kupowanie miłości
Represje wobec opozycji zaczęły się już w przeddzień i przybrały dawno niewidziane rozmiary. Areszty i rewizje odbywały się w co najmniej 20 miastach. Do tej pory nie wiadomo, ile osób zatrzymano jeszcze przed demonstracjami – na których też masowo łapano protestujących.
„(W celi) zajmujesz się najważniejszą sprawą więźnia: odpędzaniem myśli o samotności. A wczoraj wieczorem przedarł się do mnie adwokat, dosłownie na pięć minut, i opowiedział o ogromnym poparciu: i w Rosji, i na całym świecie" – pisał z łagru lider opozycji Aleksiej Nawalny.
W trakcie, gdy na ulicach policja ganiała manifestantów, prezydent przedstawiał ogromny plan finansowego wsparcia biedniejącego społeczeństwa. Jak bardzo zubożało w ciągu pandemii, nikt jeszcze nie wie, bowiem Rosstat (rosyjski odpowiednik GUS-u) z opublikowanych w środę danych usunął te dotyczące dochodów. Ich spadek musiał być jednak znaczny, bowiem Putin tylko na nowe socjalne wypłaty przeznaczył równowartość ponad 6,5 mld dolarów. A poza tym obiecał małym miejscowościom gazyfikację, budowę ponad tysiąca szkół, 16 tys. autobusów szkolnych, drogi, mosty, koleje. Elitom regionalnym obiecał tanie kredyty. Nie zważając na uliczne protesty, chwalił rodaków za solidarność, jaką okazali w czasie epidemii.
– Politycznie znaleźliśmy się w ślepym zaułku: popularność (Putina) spada, nastroje protestacyjne narastają – wyjaśnia politolog Abbas Gałliamow szczodrość prezydenckich podarków na cztery miesiące przed wyborami parlamentarnymi.