Jabłonie zmęczone wojną o sady

W polskim sadownictwie absurd goni absurd. Mamy najwięcej sadów w Europie, ale rolnicy są nieubezpieczeni, słabi i nie są w stanie negocjować cen.

Aktualizacja: 02.07.2019 08:37 Publikacja: 01.07.2019 21:00

Jabłonie zmęczone wojną o sady

Foto: Bloomberg

W tym roku jabłka mogą znacząco podrożeć, bo po ubiegłorocznej klęsce urodzaju drzewa są zmęczone i źle obrodziły. Swoje dołożyły przymrozki, które osłabiły kwiaty i postrącały owoce. Sytuacja jednak nie jest dobra, ceny jabłek w maju 2019 r. na rynkach hurtowych były o 66 proc. niższe niż przed rokiem, a ubezpiecza się, głównie od przymrozków, jedynie 12 proc. sadowników.

Czytaj także: Rząd chce utrudnić życie sadownikom

Tanie, bo polskie

– W rejonie grójeckim jest masa sadów, które w wyniku przymrozków w ogóle nie mają jabłek – mówi Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników Rzeczypospolitej Polskiej. W nocy 8 maja w Warce temperatura spadła do -5 st. Celsjusza, to wymroziło jabłonie, czereśnie i śliwy. Chłody pojawiły się we wrażliwym momencie, gdy na części drzew były już zawiązki owoców, a najbardziej ucierpiało właśnie polskie zagłębie jabłek, okolice Grójca i Warki.

Dodatkowo, przez rekordowe plonowanie w ubiegłym roku, dziś jabłonie są zmęczone i słabiej zawiązywały pąki kwiatowe. – Można oczekiwać, że tegoroczne zbiory owoców będą niższe niż przed rokiem, istnieje wysokie prawdopodobieństwo wzrostu cen jesienią – mówi Jakub Olipra, ekonomista.

Podczas wspomnianej klęski urodzaju skupy proponowały rolnikom wyjątkowo niskie ceny, nawet 6 groszy za kilogram jabłek. Wciąż są wielkie zapasy, w tym roku sytuacja jest więc odwrotna, w maju w hurcie ceny owoców były aż o 66 proc. niższe niż przed rokiem, ale z kwietnia na maj wzrosły już o 18 proc. Odpowiada za to głównie przetwórstwo – jak informuje Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, w marcu 2019 r. produkcja soków zagęszczonych wzrosła dziewięciokrotnie w porównaniu z marcem przed rokiem, a soków pitnych z jabłek o jedną trzecią. Eksport zagęszczonego soku wzrosła rok do roku... o 150 proc.

Cichą bohaterką polskiego eksportu jabłek jest Białoruś, oprócz Niemiec i Egiptu. Tajemnicą poliszynela jest, że część owoców trafia dalej na Wschód, nie zawsze legalnie. W maju dziewięć tirów ze stoma tonami jabłek z Polski zatrzymali rosyjscy celnicy w lesie w obwodzie pskowskim.

Kłopoty w raju

Polskie sady to trudny temat, pełen sprzeczności. Mamy największą powierzchnię sadów w UE, a producenci owoców skarżą się na bardzo trudną współpracę ze skupami. Tuż przed narzuceniem embarga na eksport do Rosji Polska miała 143 tys. hektarów sadów. Utrata tego rynku tak mocno uderzyła sadowników, że można było oczekiwać, że areał się skurczy. Jest dokładnie odwrotnie – przybyło blisko 20 tys. hektarów. Maliszewski tłumaczy, że przestawienie produkcji na inne odmiany trwa nawet cztery–pięć lat. – Po embargu sadownicy sadzą nowe odmiany, na potrzeby innych rynków. Niektórzy chcą też rekompensować sobie spadek cen zwiększoną produkcją, choć to złudne. Wreszcie dużo sadów to dziś ugory – mówi lider polskich sadowników.

Być może w wyniku złej kondycji sadownicy unikają polis, co dodatkowo ich osłabia. Marcin Tarczyński, rzecznik Polskiej Izby Ubezpieczeń, szacuje, że ubezpieczanych jest 12 proc. powierzchni sadów. Chłody to podstawowe ryzyko przy ubezpieczaniu sadu. – Można więc zakładać, że jeśli ktoś to robi, to na ogół ma też ochronę przed skutkami przymrozków – mówi Tarczyński. Sadownicy poprosili ministra rolnictwa o pomoc, muszą czekać na oszacowanie szkód przez komisje wojewódzkie.

Podstawowym problemem sadów są jednak relacje ze skupami. – Jesteśmy niezadowoleni z obecnego systemu, a jego efektem są niskie ceny owoców do przetwórstwa. Nie jesteśmy udziałowcami w skupach ani przetwórstwie – mówi Mirosław Maliszewski.

Skupy są pośrednikiem między sadownikami a przetwórstwem. Zdaniem Maliszewskiego rynek skupów opanowały trzy duże firmy i bardzo trudno jest sprzedać owoce poza tym systemem. Sadownicy domagają się więc wieloletnich umów kontraktacyjnych. Dziś cenę owoców poznają często dopiero w chwili przyjazdu do skupu, gdy za późno jest na zmianę miejsca sprzedaży owoców. „Przetwórniom zależy na tym, aby obecny bałagan trwał jak najdłużej, aby kupować kiedy się chce, ile się chce i za ile się chce. To ich zdaniem wolny rynek. Naszym zdaniem wolny rynek jest wtedy, kiedy partnerzy mają równe zasady i warunki negocjacji" – pisał w liście otwartym do mediów Maliszewski. Związek Sadowników RP domaga się wprowadzenia umów podpisywanych przed zbiorami, wielosezonowych, z klauzulą na wypadek klęsk żywiołowych.

– Jesteśmy za stopniowym wprowadzaniem umów kontraktacyjnych. Proponowaliśmy, by ten proces rozłożyć na pięć lat – mówi Barbara Groele, sekretarz generalny Krajowej Unii Producentów Soków, która zrzesza większość skupów i przetwórców. – Nie da się wdrożyć umów od razu na sto procent mocy przerobowych przetwórni, ponieważ nawet ponad 80 proc. wyprodukowanych półprzetworów jest eksportowane do krajów UE czy Ameryki Północnej. Równolegle musi być zapewniony wieloletni zbyt tych półprzetworów na podstawie umów handlowych, a to wymaga czasu i negocjacji – tłumaczy.

Większy opór budzi projekt resortu rolnictwa, który chce wprowadzić w skupach średnie ceny za owoce, tzw. ceny referencyjne. Żeby zapłacić mniej, skupy będą potrzebowały dobrego powodu. KUPS absolutnie nie chce o tym słyszeć, twierdzi, że ceny referencyjne godzą w podstawowe prawa wolnego rynku i doprowadzą do upadku najsłabszych jego uczestników, co napisali w liście otwartym do rządu.

Hubert Woźniak prezes Rajpolu, grupy producentów owoców i warzyw

Dziś nie ma już środków na powstawanie ani rozwój grup. Mamy problem, bo zorganizowanie polskiego sadownictwa zatrzymało się na 20 proc., rynkiem rządzi te niezorganizowane 80 proc. Trzeba dokończyć zmiany w branży, umożliwić grupom inwestowanie w przetwórstwo, by uniezależnić się od lobby przetwórczego, które dziś dzieli i rządzi na rynku. Ceny minimalne są postulatem właśnie tej niezorganizowanej części branży. My wykorzystaliśmy dotacje na inwestycje w bazy, przechowalnictwo, magazynowanie.

Górna Adyga wzorem dla Polski

Nawet półtora milion ton jabłek jest zbieranych w jednym obszarze Włoch, którego organizacja jest dla Polaków niedościgłym wzorem. Trydent-Górna Adyga w południowym Tyrolu odpowiada za 70 proc. włoskiej produkcji jabłek i nawet 15 proc. produkcji unijnej. Sadownicy są tam często współwłaścicielami grupy producenckiej, która odbiera towar. Grupy podpisują z rolnikami umowy, a dzięki temu, że rolnicy są też udziałowcami grup, sami mają udział w polityce cenowej i podejmowaniu decyzji. Rolnicy wiedzą, ile owoców mogą wyprodukować w danym roku, ile mają dostarczyć do skupów, a dzięki temu – jakiego zarobku mogą się spodziewać. We Włoszech rośnie głównie odmiana Golden Delicious, za nią jest Gala, Red Delicious i Fuji.

W tym roku jabłka mogą znacząco podrożeć, bo po ubiegłorocznej klęsce urodzaju drzewa są zmęczone i źle obrodziły. Swoje dołożyły przymrozki, które osłabiły kwiaty i postrącały owoce. Sytuacja jednak nie jest dobra, ceny jabłek w maju 2019 r. na rynkach hurtowych były o 66 proc. niższe niż przed rokiem, a ubezpiecza się, głównie od przymrozków, jedynie 12 proc. sadowników.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rolnictwo
Afera w rządzie Ukrainy. Minister podejrzany o kryminalny proceder
Rolnictwo
Polska wspomaga wojenną kasę Rosji importując nawozy. Najwięcej w UE
Rolnictwo
Węgry ograniczą import produktów rolnych z Ukrainy. Rosja zadowolona
Rolnictwo
Największy producent wina Rosji w mackach Kremla. Parodia w sądzie
Rolnictwo
Przybywa zboża z Rosji w Europie. Dojrzewa pomysł na cła