Podczas wspomnianej klęski urodzaju skupy proponowały rolnikom wyjątkowo niskie ceny, nawet 6 groszy za kilogram jabłek. Wciąż są wielkie zapasy, w tym roku sytuacja jest więc odwrotna, w maju w hurcie ceny owoców były aż o 66 proc. niższe niż przed rokiem, ale z kwietnia na maj wzrosły już o 18 proc. Odpowiada za to głównie przetwórstwo – jak informuje Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, w marcu 2019 r. produkcja soków zagęszczonych wzrosła dziewięciokrotnie w porównaniu z marcem przed rokiem, a soków pitnych z jabłek o jedną trzecią. Eksport zagęszczonego soku wzrosła rok do roku... o 150 proc.
Cichą bohaterką polskiego eksportu jabłek jest Białoruś, oprócz Niemiec i Egiptu. Tajemnicą poliszynela jest, że część owoców trafia dalej na Wschód, nie zawsze legalnie. W maju dziewięć tirów ze stoma tonami jabłek z Polski zatrzymali rosyjscy celnicy w lesie w obwodzie pskowskim.
Kłopoty w raju
Polskie sady to trudny temat, pełen sprzeczności. Mamy największą powierzchnię sadów w UE, a producenci owoców skarżą się na bardzo trudną współpracę ze skupami. Tuż przed narzuceniem embarga na eksport do Rosji Polska miała 143 tys. hektarów sadów. Utrata tego rynku tak mocno uderzyła sadowników, że można było oczekiwać, że areał się skurczy. Jest dokładnie odwrotnie – przybyło blisko 20 tys. hektarów. Maliszewski tłumaczy, że przestawienie produkcji na inne odmiany trwa nawet cztery–pięć lat. – Po embargu sadownicy sadzą nowe odmiany, na potrzeby innych rynków. Niektórzy chcą też rekompensować sobie spadek cen zwiększoną produkcją, choć to złudne. Wreszcie dużo sadów to dziś ugory – mówi lider polskich sadowników.
Być może w wyniku złej kondycji sadownicy unikają polis, co dodatkowo ich osłabia. Marcin Tarczyński, rzecznik Polskiej Izby Ubezpieczeń, szacuje, że ubezpieczanych jest 12 proc. powierzchni sadów. Chłody to podstawowe ryzyko przy ubezpieczaniu sadu. – Można więc zakładać, że jeśli ktoś to robi, to na ogół ma też ochronę przed skutkami przymrozków – mówi Tarczyński. Sadownicy poprosili ministra rolnictwa o pomoc, muszą czekać na oszacowanie szkód przez komisje wojewódzkie.
Podstawowym problemem sadów są jednak relacje ze skupami. – Jesteśmy niezadowoleni z obecnego systemu, a jego efektem są niskie ceny owoców do przetwórstwa. Nie jesteśmy udziałowcami w skupach ani przetwórstwie – mówi Mirosław Maliszewski.
Skupy są pośrednikiem między sadownikami a przetwórstwem. Zdaniem Maliszewskiego rynek skupów opanowały trzy duże firmy i bardzo trudno jest sprzedać owoce poza tym systemem. Sadownicy domagają się więc wieloletnich umów kontraktacyjnych. Dziś cenę owoców poznają często dopiero w chwili przyjazdu do skupu, gdy za późno jest na zmianę miejsca sprzedaży owoców. „Przetwórniom zależy na tym, aby obecny bałagan trwał jak najdłużej, aby kupować kiedy się chce, ile się chce i za ile się chce. To ich zdaniem wolny rynek. Naszym zdaniem wolny rynek jest wtedy, kiedy partnerzy mają równe zasady i warunki negocjacji" – pisał w liście otwartym do mediów Maliszewski. Związek Sadowników RP domaga się wprowadzenia umów podpisywanych przed zbiorami, wielosezonowych, z klauzulą na wypadek klęsk żywiołowych.