Jak nauczyć się czegoś, co zdawałoby się czynnością wrodzoną, oczywistą, czyli jak nauczyć się sprawnie myśleć?
Pytaniem tym sięgamy do sedna rzeczy. Dlaczego mamy problem z myśleniem? Ponieważ z myśleniem jest trochę jak z mediami, wszyscy je oglądamy, wszyscy ich słuchamy, wszyscy je czytamy i konsumujemy. Przez to wyrabia się w nas przekonanie, że wszyscy się na nich znamy. To jest moment centralny, który sprawia, że wyłączamy zdolność samokwestionowania. Drugi moment, który wydaje się niezwykle istotny, to ten, który powinien być od najmłodszych lat mocno podkreślany, a mianowicie, że proces myślenia w swojej naturalności jest tak dalece niezauważalny, iż my ludzie jesteśmy skłonni uznać, że skoro myślimy, to myślimy dobrze. Bardzo rzadko zdarza się, że na pewnym etapie kształcenia przyznajemy, że istnieje coś takiego jak gradacja, poziom zdolności myślenia.
Wspomniał Pan o edukacji. Jaką rolę w kształtowaniu świadomego myślenia odgrywa szkoła, sposób w jaki napisane są podręczniki?
Sądzę, że jesteśmy przed dużymi zmianami w samym rozumieniu edukacji. Wciąż większość z nas nie zdaje sobie sprawy z tego, że podręczniki, z których korzystamy, przejdą do historii. Natomiast cały problem sprowadza się do tego, że od początku musimy selekcjonować nauczycieli, czyli ludzi – powiedzmy dość wymownie – władnych uczyć. Już tylko to wydaje się pracą karkołomną i rozłożoną na lata, bo nie wszyscy będą chcieli zgodzić się z tym, że nie nadają się do nauczania. Drugi element to selekcjonowanie uczniów znacznie mocniejsze niż do tej pory i w znacznej mierze niezgodne z psychologicznym, budującym podejściem. Mianowicie będziemy musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, jak informować młodego człowieka od samego początku, że musi być pokorny ze swoją niewiedzą w stosunku do świata, do wszystkiego co trafia do umysłu. Trzeba używać słów, określeń, że ktoś jest mniej zdolny, mniej lotny, a nawet, że jest – aby każdy zrozumiał – głupi. I nie jest to kwestia obrażania kogokolwiek, lecz elementarnej prawdy o nas. Owszem, jesteśmy sobie równi w swoim jestestwie, ale nie w zdolności myślenia. Zrozumienie tej oczywistości to jest właśnie prawdziwie personalistyczny szacunek do człowieka, a nie obłudne i efektowne utwierdzanie go w przekonaniu, że każdy jest równy. Dlaczego trzeba o tym mówić jasno? Powiem w skrócie: bo wypaczony pogląd o równości myślenia zagraża wszystkim. Wydaje mi się, że jeśli nie przejdziemy tego niewyobrażalnie trudnego etapu, tego krytycznego wglądu w swój, w nasz poziom intelektualny, w inteligencję, we wrażliwość, kulturę osobistą, w pewne cechy wrodzone; jeżeli nie zaczniemy o tym mówić na poziomie podstawowym, to nie uda nam się doprowadzić myślenia do formatu, o jakim rozmawiamy, czyli w kontekście fake newsów. Cały problem polega na tym, że gdy ludzie myślą, że myślą, a nie myślą lub za słabo myślą, to zdemokratyzowanie pozwala im wysławiać wszystko, co przyjdzie im do główek, a najczęściej te główki są marne. I ten zalew marności trafiający do marności odbiorców tworzy fake newsy, ponieważ ten kto proponuje fake news, czyli kłamstwo, proponuje je podobnie słabym umysłom. Te umysły zaczynają to powielać. Mamy do czynienia – powtórzmy oczywistość – z sytuacją, w której niestety większość osób to nie są osoby najzdolniejsze, najbardziej lotne, najbardziej inteligentne, a właśnie ta większość ma dostęp do sieci. Gdy mówimy o myśleniu w kontekście zdemokratyzowania sieci, dostępu do niej umysłów słabych, to musimy zająć się właśnie myśleniem, żeby ci słabi intelektualnie ludzie w sieci, wiedzieli, że są słabi. Do tego trzeba przyzwyczajać od początku, aby ludzie nie ośmielali się formułować opinii, które wykraczają poza ich kompetencje. Cała rzecz bowiem sprowadza się do słowa. Kto jest w stanie zrozumieć słowo, jeżeli - maksymalnie to upraszczając – na przykład nie lubi czytać. Można powiedzieć: „jak śmiesz wypowiadać się na jakikolwiek temat, skoro nie rozumiesz znaczenia słów albo rozumiesz je w sposób prostacki i sprowadzony właściwie 1:1, bo synonimiczność, bliskoznaczność są ci obce". Albo wybierasz sobie słowa, a na inne się gniewasz, bo zostałeś zindoktrynowany, ogłupiony. To brzmi bardzo mocno, ale rozmawiamy o problemie najmocniejszym: o kłamstwie, które wlewa się do głów społeczeństw i niszczy te społeczeństwa, zabija je, a one są nieświadome tego, że są niszczone do chwili, gdy w sensie fizycznym i/lub psychicznym nie zaczną tego odczuwać. To jest ciąg zdarzeń, który zaczyna się od słowa, od jego rozumienia. Naturalnie nie mówię tu o „zawodowych fakenewsowcach", rozmaitych propagandzistach, karierowiczach i cwaniakach, którzy – a zwykle nie są to kwiaty inteligencji – celowo wykorzystują swoją cyniczną kalkulację do oszukiwania ludzi. Czy to dla polityki, czy dla biznesu.
Jakie są najgroźniejsze skutki takiego powierzchownego bajdurzenia w przypadku polityków, a także każdej osoby, która publikuje w internecie swoje nieprzemyślane wypowiedzi?