„Czy nie jest to dla nas hańbiące” - pyta kilka dni temu w sejmie poseł Marcin Święcicki z Platformy Obywatelskiej - „że obradujący pod znakiem krzyża, na którym wisi Chrystus, który był uchodźcą, wbrew apelom Papieża Franciszka i Polskiego Kościoła, świętując 1050 rocznicę chrztu Polski, nasz kraj odcina się od symbolicznej pomocy uchodźcom, jaka przypadła na Polskę?” Mówca najwyraźniej nie przekonuje oponentów. Sejm przyjmuje uchwałę głosami PiS i Kukiz’15. Krytykuje w niej decyzję Rady Europejskiej o alokacji 7 tysięcy uchodźców w Polsce.
W polskiej debacie o uchodźcach padły już wszystkie możliwe argumenty. Było o europejskiej solidarności oraz humanitaryzmie, o chrześcijańskich wartościach tolerancji, apelach duchownych i o fatalnych prognozach rozwoju demograficznego, z którymi Polska musi się zmierzyć. Morze słów wylano na temat bezpodstawnych lęków, bo przecież owe zaledwie kilka tysięcy ludzi, które będą „weryfikowane przez nasze służby”, nie stanowi zagrożenia, choćby w porównaniu z rzeszami osób przybywających nad Wisłę w ruchu bezwizowym Schengen.
I co z tego? Ano nic. Ani argumenty o racji stanu, o rachunku ekonomicznym czy wreszcie wartościach, z którymi deklaratywnie identyfikuje się większość mieszkańców Polski, nie robią na nikim wrażenia. Każdy obstaje przy swoim.
Moja i twoja opowieść
W ów klincz świetnie wpisuje się wywód posła Święcickiego. To swoiste ultima ratio: czy w hierarchii argumentów może być coś więcej, niż stwierdzenie, że oto sam Syn Boży swoim życiem świadczy na korzyść jednej ze stron sporu? Najpóźniej w tym momencie widać, że debata publiczna w sprawie uchodźców (a niestety i w wielu innych sprawach) się w Polsce załamała. Przecież spory mają sens tylko wtedy, gdy analizuje się argumenty strony przeciwnej. Tymczasem spójrzmy prawdzie w oczy: już dawno nikt niczego nie analizuje. Każdy snuje po prostu własną opowieść.
Jako pisarz i publicysta z zawodu, a więc człowiek wrażliwy słowo, wyciągam z tego prosty wniosek: trzeba zmienić coś więcej niż argumenty. Choć nie jestem zwolennikiem rządzącej dziś w Polsce opcji, zgadzam się co do jej rewolucyjnych ambicji – potrzebny jest nowy początek. To już nie tylko zresetowanie komputera, ale zainstalowanie nowego systemu operacyjnego. Posługując się moim zawodowym żargonem: Polska potrzebuje nowych narracji. I Europa też.