Wizja paraliżu

Krytycy Trybunału Konstytucyjnego są niekonsekwentni. Ich wywody logiczne dotyczą tylko jednego, konkretnego przypadku – pisze Maciej Nowak, prawnik.

Aktualizacja: 04.04.2016 21:49 Publikacja: 04.04.2016 19:26

Wizja paraliżu

Foto: materiały prasowe

W sporze o Trybunał Konstytucyjny dochodzimy powoli do etapu, na jakim jest też obecnie spór o aborcję, imigrantów czy lustrację. Obie strony sporu mają tam zgromadzony zestaw argumentów, na różne sposoby powtarzanych w trakcie licznych, coraz bardziej jałowych dyskusji. Działa to na zasadzie, że na argument A druga strona odpowie argumentem B, na co pierwsza z kolei przedstawi argument C... I tak dalej, i tak dalej.

Niemniej o ile argumenty w wymienionych wyżej sporach żyją już wiele lat, o tyle te w bieżącym sporze są zupełnie nowe, można rzec: nieobrobione. Może więc warto je zebrać i przedstawić, do czego tak naprawdę prowadzą. Nie chodzi mi nawet o obalanie ich z punktu widzenia szczegółowej wykładni prawnej. Tym zajęło się już sporo uznanych autorytetów prawniczych. Chodzi raczej o publicystyczne pokazanie, do jakich wniosków musi siłą rzeczy prowadzić rozumowanie przeciwników Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli bowiem już zabieramy się do tego prawa i jego wykładni, to pamiętajmy, że jedną z kluczowych jego wartości jest konsekwencja prezentowanego wywodu.

Telefon do szamana

Zacznijmy od „inwokacji". Otóż większość krytyków Trybunału zaczyna wprost lub w sposób dorozumiany od założenia: „ja co prawda nie jestem prawnikiem, nie mam doświadczenia w wykładni prawa, ale na mój rozum Trybunał nie ma racji". Mamy różne tego wersje. Rzecznik rządu arbitralnie stwierdza, że Trybunał wydał „komunikat", politolog z Ministerstwa Sprawiedliwości uznaje pogardliwie, że sędziowie spotykają się na kawie. I tak dalej, przykłady można mnożyć.

Ale w tym miejscu, powtórzmy, również potrzebna jest konsekwencja. Załóżmy, że ktoś uznaje, że nie będąc prawnikiem lub nie posiadając na innej podstawie doświadczenia prawniczego, może arbitralnie przesądzać o wykładni prawa. Że podświadomie czuje się mądrzejszy od profesorów prawa. W takim przypadku powinien przyjętą przez siebie zasadę zastosować także gdzie indziej. Jeżeli kiedyś będzie go czekała operacja, to niech publicznie obwieści, że decyzję o najlepszych środkach zaradczych ma podejmować nie chirurg, ale przypadkowi przechodnie. Albo może najlepiej zadzwonić po jakiegoś okolicznego szamana... Jego czary nad chorym bardzo przypominają czary nieprawników nad wykładnią przepisów konstytucji. Gorzej, gdy nad wykładnią prawa pochyla się uznany specjalista z innej dziedziny (np. profesor filozofii). Można im tylko powtórzyć to, co Kmicic mówił do przeora Kordeckiego: „Ojcze kochany, wielkie w was serce, bohaterskie i święte – ale się na armatach nie znacie...".

Następnie krytycy gremialnie uznają, że Sejm miał prawo w ostatniej chwili, w ekspresowym tempie określić zasady procedowania Trybunału, a Trybunał pokornie musiał się do tego dostosować. Tym razem w ustawie (dla zabawy nazywanej „naprawczą") określono kwestie związane z kolejnością procedowania spraw.

Popuśćmy wodze wyobraźni. Załóżmy, że większość sejmowa wpada na pomysł, aby wprowadzić wymóg, że przed każdą rozprawą skład orzeczniczy TK przez pół godziny musi stać na głowie. Jeżeli któryś czcigodny sędzia nie wytrzyma, to trudno, trzeba zaczynać od nowa... I cóż, wtedy zgodnie z logiką przedstawioną przez stronę rządową Trybunał musiałby równie pokornie się do tego wymogu dostosować. Inaczej jego orzeczenie byłoby nieważne.

Złośliwa większość

Wiele narzekań jest również na to, jaki Trybunał w swoim składzie jest niepluralistyczny. I związane są z tym obawy, że będzie kwestionował kolejne ustawy... Wskażmy więc, że Trybunał od tego właśnie jest, taka jest jego rola.

Gdy znów bylibyśmy konsekwentni w takim rozumowaniu, to każde stwierdzenie niezgodności ustawy z konstytucją każda większość rządząca mogłaby uznać ze swojego punktu widzenia za niesprawiedliwe, tendencyjne i niewiążące. Także bądźmy konsekwentni: albo dany skład Trybunału ma swobodę orzekania – i nie mamy do niego pretensji, albo z Trybunału rezygnujemy zupełnie, szukając ustrojowych inspiracji w czasach sympatycznego skądinąd Mieszka I. Nie widzę za bardzo miejsca na etap pośredni. Czyli „Trybunał może podważać sejmowe ustawy, ale tylko troszkę"...

I w końcu wisienka na torcie, czyli argument, że skoro wyrok Trybunału Konstytucyjnego jest nieważny, to rząd ma prawo sobie to stwierdzić i wywodzić z tego faktu konsekwencje prawne. Pomińmy już drobiazg, że rząd w tym przypadku staje się ostatecznym kontrolerem całego systemu prawa w Polsce. To tylko błahostka.

Ale znów bądźmy konsekwentni. I załóżmy, że jest jakieś bardzo długie postępowanie sądowe lub sądowoadministracyjne. Kończy się ono wyrokiem Sądu Najwyższego lub Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ale my, jako strona tego postępowania, nabieramy przekonania, że coś jest nie tak. Naszym zdaniem wyrok był wydany w złej kolejności, a jeden sędzia w czasie jego wygłaszania krzywo na nas patrzył (tak więc na pewno był wrogo nastawiony!). Jaki wniosek? Oczywiście – wyrok jest nieważny, a my wciąż jesteśmy „w prawie". Jeśli rząd tak może, dlaczego my nie możemy?

Psikusy dla sędziów

Poza tym zwróćmy uwagę na jeszcze jedną uroczą sprawę. Przeciwnicy TK (bez żadnej zawiści) pouczają Trybunał, że nawet jeśli ustawa naprawcza byłaby sprzeczna z konstytucją, to oni powinni w nowym trybie procedować od rana do wieczora, szybko pozałatwiać wszystkie inne wyroki (najlepiej, dodajmy, siedząc w piwnicy o chlebie i wodzie) i np. po roku dojść w ten sposób do przedmiotowego wyroku. Z przekąsem dodają, że trzeba będzie zrezygnować z różnych apanaży i wykładów. I tu jest chyba istota problemu. Niechże się ci sędziowie męczą, dobrze im tak!

Tylko jeżeli znów ktoś poszukiwałby konsekwencji, musiałby zauważyć, że powodem tego jest ustawa i wola większości rządowej, ewidentnie w tym kontekście złośliwa. Ale najprawdopodobniej czcigodny Sejm zgodnie z prezentowanym poglądem takie psikusy może robić sędziom. Pytanie, jakie jeszcze inne „żarty" z trzeciej władzy byłyby tu dopuszczalne.

A tak na serio, cóż z tych rozważań wynika? Ano tyle, że krytycy Trybunału są niekonsekwentni. Swoje wywody logiczne zamykają tylko na etapie jednego, konkretnego przypadku. Natomiast w sytuacji, gdy ich sposób myślenia przeniesiemy szerzej, do całego systemu prawnego, dopiero wtedy widzimy, jaka wizja państwa w ten sposób powstaje. Wizja kompletnego prawnego paraliżu, możliwość podważania wszystkiego, co nam nie pasuje, i decydowania bez ograniczeń o wszystkim.

Hm, to może już lepiej, żeby przeciwnicy Trybunału nie wiedzieli, do czego ich rozumowanie prowadzi?

Autor jest radcą prawnym, pracownikiem Katedry Prawa i Gospodarki Nieruchomościami Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie

W sporze o Trybunał Konstytucyjny dochodzimy powoli do etapu, na jakim jest też obecnie spór o aborcję, imigrantów czy lustrację. Obie strony sporu mają tam zgromadzony zestaw argumentów, na różne sposoby powtarzanych w trakcie licznych, coraz bardziej jałowych dyskusji. Działa to na zasadzie, że na argument A druga strona odpowie argumentem B, na co pierwsza z kolei przedstawi argument C... I tak dalej, i tak dalej.

Niemniej o ile argumenty w wymienionych wyżej sporach żyją już wiele lat, o tyle te w bieżącym sporze są zupełnie nowe, można rzec: nieobrobione. Może więc warto je zebrać i przedstawić, do czego tak naprawdę prowadzą. Nie chodzi mi nawet o obalanie ich z punktu widzenia szczegółowej wykładni prawnej. Tym zajęło się już sporo uznanych autorytetów prawniczych. Chodzi raczej o publicystyczne pokazanie, do jakich wniosków musi siłą rzeczy prowadzić rozumowanie przeciwników Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli bowiem już zabieramy się do tego prawa i jego wykładni, to pamiętajmy, że jedną z kluczowych jego wartości jest konsekwencja prezentowanego wywodu.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem