Kleiber: Społeczeństwo dezinformacyjne

W internecie brakuje narzędzi do oceny wiarygodności informacji, a zatem je stwórzmy – przekonuje były prezes Polskiej Akademii Nauk i minister nauki.

Aktualizacja: 06.03.2019 21:56 Publikacja: 06.03.2019 18:23

Kleiber: Społeczeństwo dezinformacyjne

Foto: Shutterstock

Czyżby błąd w tytule? Przecież wszyscy wiemy, że żyjemy w epoce społeczeństwa informacyjnego! Niestety, rewolucyjne zmiany w sposobie przekazu i dostępności informacji mają drugie oblicze – przy wszystkich zaletach technologie teleinformatyczne wywołują też wiele problemów, np. fake newsów.

Wiele osób sądzi, że jeśli problem ten związany jest z rozwojem technologii, także technologia powinna znaleźć na niego receptę. Naiwna wiara, sprawa jest bardziej skomplikowana i dotyczy tajemnic ludzkiej percepcji, nabywania przez nas wiedzy. Wyobraźmy sobie towarzyskie spotkanie, na którym jedna z osób przekazuje nam niespodziewaną wiadomość. Trudno w nią uwierzyć, ale z pomocą przychodzi nam długoletnia znajomość mówiącego. Osoba ta wykorzystuje nieświadomie swoją reputację, jednocześnie potwierdzając – wobec uznania przekazanej wiadomości za prawdziwą – swą środowiskową pozycję. A my, przyjmując te wiadomości, wierzymy, że wzbogacają one naszą wiedzę o świecie. Taki właśnie sposób komunikacji kształtuje naszą percepcję świata. Adaptujemy informacje z różnych źródeł pod warunkiem, że jesteśmy w stanie przypisać im wiarygodność.

Nie mamy wyjścia, nie prowadzimy przecież studiów nad każdym problemem i wiara w wystawiane przez innych świadectwa staje się naszym rozumieniem rzeczywistości. Wierzymy, że nawigacja GPS prowadzi nas prawidłowo, a zapisana przez lekarza kuracja poprawi nasz stan zdrowia – twórców tych informacji obdarzamy wysoką wiarygodnością, wierząc, że zwodzenie nas nie leży w ich interesie.

Przyjrzyjmy się fake newsom. Mimo że podawana w sieci informacja wymyka się często naszej zdolności oceny wiarygodności, jej wzmocnienie przez bezrefleksyjne powtórzenia ze strony setek uczestników internetowych działań zmienia nasz stosunek do niej. Jeśli tyle osób w to wierzy, to ja może też powinienem – myślimy. Jeden z ważnych światowych polityków po zwróceniu mu uwagi, że używa na Twitterze zafałszowanych statystyk, odpowiedział z porażającą szczerością, że „to nie moja wina, to był tylko retweet".

Nie przez przypadek użyłem powyżej terminu „uczestnik", a nie „użytkownik internetu" – tak, internauci tworzą nasze cyfrowe otoczenie, a nie tylko z niego korzystają! A otoczenie to tworzy dzisiaj już połowa populacji świata, oczywiście w zdecydowanej większości nam nieznana. Warto więc uświadomić sobie, że znaczna część uczestników tej „zabawy" ma ambicje tworzenia interesujących informacji bez specjalnego szacunku dla ich prawdziwości. A ponieważ każdy z nich dla swych przemyśleń ma setki internetowych adresatów o podobnie nieznanej reputacji, sytuacja staje się jasna. Jesteśmy zalewani informacjami o niemożliwej do ustalenia wiarygodności. Dodajmy do tego fakt, iż duża część postów jest tendencyjnie spreparowana przez służby specjalne autorytarnych państw. Po wykrytej ingerencji rosyjskich służb w przebieg wyborów prezydenckich w USA zaczęto nawet używać terminu „światowa wojna informacyjna", taki bowiem charakter osiągnęły dzisiaj możliwości sieciowej dezinformacji.

Postawiliśmy diagnozę, ale jaka ma być terapia? Jednym z jej elementów, wyglądającym naiwnie i nierozwiązującym ostatecznie problemu, może być wypracowanie metodologii oceny wiarygodności uczestników wymiany informacji.

Sugestie takiego podejścia znaleźć można w podejściu testowanym od dwóch lat przez Facebook. Wybrane organizacje upoważnione zostają do weryfikacji przepływających przez portal informacji i w przypadku stwierdzenia ich fałszywości komunikowane jest to rozpowszechniającym je osobom. Nie chcąc ograniczać swobody ich wypowiedzi, stawia się ich przed alternatywą – albo zrezygnujecie z przekazywania tej informacji, albo będziecie to robić dalej, ryzykując swą wiarygodność. To część jawna procedury.

W części niejawnej administrator portalu zbiera informacje o reakcjach poszczególnych użytkowników, sporządza zbiorcze dane każdego z nich i zatrzymuje je do własnego użytku. Tu znajduje się sedno potencjalnego udoskonalenia procedury – po pewnym czasie można by przecież każdemu użytkownikowi przypisać wskaźnik charakteryzujący częstotliwość jego decyzji lekceważących dostarczane mu opinie i uwidaczniać go na każdym napisanym przez niego komentarzu. Nie miałoby to nic wspólnego z cenzurą, dawałoby natomiast odbiorcy szansę na ocenę wiarygodności autora internetowego postu. Oczywiście sprawdzanie prawdziwości informacji jest olbrzymim zadaniem i musiałoby być prowadzone wyrywkowo oraz dotyczyć spraw o weryfikowalnym, publicznym (a nie prywatnym) charakterze.

Wielkim wyzwaniem w takiej procedurze byłoby też znalezienie organizacji oceniających, mających obywatelski i apolityczny wizerunek – w naszym kraju byłby z tym zapewne kłopot. Z braku lepszych metod do walki z fake newsami warto zainicjować konkretne działania i opowiedzieć się za takim właśnie podejściem. Byłby to krok w walce z szerzącą się dezinformacją.

Czyżby błąd w tytule? Przecież wszyscy wiemy, że żyjemy w epoce społeczeństwa informacyjnego! Niestety, rewolucyjne zmiany w sposobie przekazu i dostępności informacji mają drugie oblicze – przy wszystkich zaletach technologie teleinformatyczne wywołują też wiele problemów, np. fake newsów.

Wiele osób sądzi, że jeśli problem ten związany jest z rozwojem technologii, także technologia powinna znaleźć na niego receptę. Naiwna wiara, sprawa jest bardziej skomplikowana i dotyczy tajemnic ludzkiej percepcji, nabywania przez nas wiedzy. Wyobraźmy sobie towarzyskie spotkanie, na którym jedna z osób przekazuje nam niespodziewaną wiadomość. Trudno w nią uwierzyć, ale z pomocą przychodzi nam długoletnia znajomość mówiącego. Osoba ta wykorzystuje nieświadomie swoją reputację, jednocześnie potwierdzając – wobec uznania przekazanej wiadomości za prawdziwą – swą środowiskową pozycję. A my, przyjmując te wiadomości, wierzymy, że wzbogacają one naszą wiedzę o świecie. Taki właśnie sposób komunikacji kształtuje naszą percepcję świata. Adaptujemy informacje z różnych źródeł pod warunkiem, że jesteśmy w stanie przypisać im wiarygodność.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?