Andrzej Elżanowski: W Ministerstwie Środowiska nic się nie zmienia

Planowany masowy odstrzał polskich dzików pokazuje, że w Ministerstwie Środowiska nic się nie zmienia – pisze zoolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Aktualizacja: 27.02.2018 23:21 Publikacja: 26.02.2018 17:58

Andrzej Elżanowski: W Ministerstwie Środowiska nic się nie zmienia

Foto: Pixabay

Wśród polskich dzików szaleje wirus ASF (afrykańskiego pomoru świń). Odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą przede wszystkim urzędnicy Ministerstwa Rolnictwa i Inspekcji Weterynaryjnej oraz niechlujni rolnicy. Jednak to nie oni, a żyjące w Polsce dziki poniosą konsekwencje tego. Planowany jest bowiem ich masowy odstrzał (obejmujący również ciężarne lochy), którego skutkiem będzie rozbicie watah i pozostawieniem niedobitków w gęstości jedno zwierzę na tysiąc hektarów, podczas gdy norma unijna dopuszcza na takim obszarze pięciokrotnie większą ilość dzików.

Festiwal nieudolności

Decyzję taką podjął Rządowy Zespół Kryzysowy pod presją Krajowej Rady Izb Rolniczych, która domaga się „zawieszenia prawa łowieckiego i wybicia wszystkich dzików". Jest to równie niemożliwe co bezsensowne bez ogrodzenia Polski siatką na podmurówce sięgającej pół metra w ziemię. Plan zagłady dzików, który przygotował Jan Szyszko, gorliwie wdraża teraz nowy minister środowiska Henryk Kowalczyk.

Do gospodarstwa dobrze bioasekurowanego wirus praktycznie nie ma szans się dostać. Ale raport NIK o realizacji programu bioasekuracji jako elementu zwalczania ASF z 29 stycznia tego roku wykazał, że 74 proc. gospodarstw nie posiadało niezbędnych zabezpieczeń. Przyczyną jest zwykłe niedbalstwo oraz brak rządowego programu dofinansowania drobnych gospodarstw na ten cel. Program bioasekuracji przygotowany przez Ministerstwo Rolnictwa był od początku wadliwy, a jego realizacja nieudolna i opieszała; na wystąpienie ASF w kolejnych powiatach zareagowano z rocznym opóźnieniem. Program nie zawierał nawet oczywistego wymogu wyłożenia mat dezynfekcyjnych przed wjazdem i wyjazdem z gospodarstwa oraz przed wejściami do pomieszczeń, w których utrzymywane są świnie. Kolejne dno kompromitacji osiągnęła Inspekcja Weterynaryjna: powiatowi lekarze weterynarii pisali fałszywe raporty, a główny lekarz weterynarii nie zadał sobie trudu ich weryfikacji.

Najbardziej brzemienne w skutki jest zaniedbanie głównego środka zapobiegawczego, jakim jest usuwanie trupów zarażonych dzików, które rozsiewają wirusa miesiącami (podczas gdy żywy dzik zaraża przez osiem–dziesięć dni). Dlatego właśnie Komisja Europejska płaci za każdego padłego dzika. W Estonii w ciągu roku zbierają 1500 trupów, na Łotwie 1200, a na większym obszarze wschodniej Polski – tylko kilkadziesiąt. Zamiast zbierać trupy urządzano polowania, które na wiele sposobów przyczyniły się do rozprzestrzeniania wirusa ASF. W ucieczce przed nagonką dziki przepływają nawet szerokie rzeki, dzięki czemu zwierzęta z zarażonych populacji szybciej się rozprzestrzeniają. Co jeszcze ważniejsze, w ziemi lub śniegu zanieczyszczonym krwią i wnętrznościami patroszonych dzików wirus ASF może przeżyć nawet przez kilka miesięcy, a psy myśliwskie, które szarpią postrzelone zwierzęta, przenoszą wirusy do gospodarstw.

Kozły ofiarne

Prawie wszystkie ogniska ASF powstały w wyniku podstawowych błędów ludzi zajmujących się chowem świń i lekceważeniem wszystkich znanych procedur. Rolnicy kupowali tanie zwierzęta niewiadomego pochodzenia, wprowadzając do chlewni zarażone świnie. Pewien rolnik, któremu świnie zaczęły chorować, sprzedał tanio chore zwierzęta do innych gospodarstw, a inny zakopał chorą świnię w lesie. W ten sposób karygodne, ale bezkarne niechlujstwo wielokrotnie doprowadzało do zarażania się dzików od świń. Zdaniem prof. Pejsaka rolnicy, którzy nie przestrzegają podstawowych zasad bioasekuracji, powinni zostać prawnymi środkami zmuszeni do zaprzestania chowu, ale do tego trzeba by najpierw zmusić Inspekcję Weterynaryjną do wykonywania ustawowych obowiązków albo wreszcie ją rozwiązać i powołać inny organ.

Reakcja na ASF kompromituje przynajmniej dwa resorty, rolnictwa i środowiska: najpierw nieudolność i sabotowanie prawa przez organ administracji państwowej, jakim jest Inspekcja Weterynaryjna, a teraz – masakra inteligentnych, wysoce społecznych dzikich ssaków jako kozłów ofiarnych dla odwrócenia uwagi od własnych błędów. Jeżeli nawet niektórzy myśliwi czują się deprawowani przez ofertę 650 zł za zabicie ciężarnej lochy, to znaczy, że niewiele zmieniło się w resorcie środowiska. ©?

—Autor jest członkiem Komitetu Biologii Ewolucyjnej i Teoretycznej PAN

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: My, stare solidaruchy