Spór o ustawę o IPN: Polski sposób na pamięć

Przepisy prawa karnego przeciwko kłamstwu historycznemu bywają skuteczne jako część szerszej strategii polityki pamięci – pisze historyk idei z Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami.

Aktualizacja: 17.02.2018 07:35 Publikacja: 15.02.2018 16:51

Spór o ustawę o IPN: Polski sposób na pamięć

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

W sobotni wieczór, podczas uroczystości 73. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau, spór między Polską a Izraelem o nowelizację ustawy o IPN nabierał dopiero rozpędu. Wszystkich poruszyły słowa ambasador Anny Azari, która w ostatniej chwili zrezygnowała z przygotowanego tekstu i niemal całe wystąpienie poświęciła krytyce nowych przepisów. Rzecz zaskakująca z uwagi na atmosferę obchodów, obecność byłych więźniów i ocalonych z Zagłady, a także kontekst wzorowych w ostatnich latach stosunków polsko-izraelskich.

Nic dziwnego, że mało kto zwrócił uwagę na przemówienie rosyjskiego ambasadora Siergieja Andriejewa – prowokujące, przewrotne, po części jawnie wypaczające historię, do czego w przypadku polityków rosyjskich zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Ambasador podkreślił fakt wyzwolenia obozu przez Armię Czerwoną. „My w Rosji i innych państwach byłego ZSRR tego dnia wspominamy miliony naszych rodaków” – mówił, jakby wolno mu było wypowiadać się w imieniu Ukraińców, Gruzinów czy obywateli państw bałtyckich. Ubolewał nad tym, że „wyzwolicieli” określa się dziś mianem „okupantów”, a ich pomnikom „wypowiada się wojnę”. Po raz kolejny usłyszeliśmy zgraną opowieść o tzw. wielkiej wojnie ojczyźnianej i zwycięstwie Związku Sowieckiego nad faszyzmem. Tymczasem jeśli z doświadczenia Auschwitz-Birkenau płynąć ma lekcja dla współczesności, to tylko pod warunkiem, że nie będzie ono wyłącznie symbolem ideologii nazistowskiej i Holocaustu, lecz także szerzej – tragedii wieku XX, naznaczonego zbrodniami ludobójstwa, za które odpowiedzialność ponoszą dwa totalitaryzmy – niemiecki i sowiecki.

Do słów rosyjskiego ambasadora dodajmy pierwsze doniesienia i komentarze niemieckich mediów, jeszcze sprzed wypowiedzi szefa dyplomacji Sigmara Gabriela. Szeroko omawiały one kontrowersje wokół ustawy, biorąc najczęściej stronę jej krytyków oraz podkreślając współodpowiedzialność Polaków za Zagładę, nawet jeśli o „polskich obozach śmierci” nie może być mowy. Apogeum kryzysu w relacjach z Izraelem to dobry moment, by przypomnieć o zasadniczym usytuowaniu Polski w dyskusjach o historii XX wieku, II wojny światowej i reżimów totalitarnych. Spory, które od lat toczymy w tych sprawach z największymi sąsiadami, mają swoje historyczne uzasadnienie, a zarazem ściśle wiążą się z teraźniejszością – pamięć bowiem jest dziś nie tylko instrumentem polityki, lecz także w coraz większym stopniu ją determinuje. W tym kontekście konflikt z Izraelem i środowiskami żydowskimi jest z jednej strony poważnym utrudnieniem dla polskiej polityki pamięci wobec Rosji i Niemiec, z drugiej zaś stwarza realne zagrożenie zepsucia dobrych dotychczas relacji i zakłócenia współpracy w innych obszarach.

Holocaust – wina Europy

Przypisywanie Polsce i Polakom odpowiedzialności za Holocaust, czego najbardziej bulwersującym przejawem jest zbitka słowna „polskie obozy śmierci”, choć zdarza się notorycznie, wywołuje u nas zawsze szok i niedowierzanie. Skąd biorą się tezy tak jawnie sprzeczne z prawdą? Dlaczego przepisy sankcjonujące oczywiste kłamstwo historyczne wywołują gwałtowny protest? Czy to uzus językowy, wynikający z geograficznego usytuowania obozów w okupowanej przez Niemcy Polsce, zwykła ignorancja, czy też precyzyjnie zaplanowana kampania dezinformacyjna? Niezależnie od odpowiedzi, warto zdać sobie sprawę z dobrze ugruntowanych na Zachodzie wyobrażeń o historii Zagłady – z pewnego szeroko rozpowszechnionego stanu świadomości, na który składają się zarówno fakty, jak i ich interpretacje, a także sądy moralne i związane z nimi nadzieje na przyszłość. Na tym tle bowiem irytujące Polaków nieprawdziwe wypowiedzi jawić się mogą jako uzasadnione.

Po pierwsze, Zagładę Żydów uznaje się zgodnie za centralne wydarzenie XX wieku, który postrzegany jest właśnie jako stulecie Holocaustu. Choć mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej przyjmują często szerszą perspektywę, wskazując na doświadczenie ludobójstwa czy totalitaryzmów, to wyjątkowość Zagłady nie ulega wątpliwości, ze względu na intencję całościowej eksterminacji, a także skalę, tempo i metody mordowania.

Po drugie, i tu zaczynają się kontrowersje, Holocaust coraz częściej traktuje się jako zjawisko ogólnoeuropejskie, którego logiki nie sposób zrozumieć wyłącznie na gruncie historii i kultury Niemiec. Trzeba je widzieć w kontekście rozwijającego się w Europie przez wieki antysemityzmu, którego zwieńczeniem była Zagłada, zaplanowana i przeprowadzona przez niemiecką III Rzeszę, ale przy udziale innych narodów. Ilustracją tego sposobu myślenia jest książka znanego niemieckiego historyka Götza Aly’ego wydana w 2017 roku pod charakterystycznym tytułem „Europa gegen die Juden: 1880-1945” („Europa przeciwko Żydom: 1880-1945”). Nawet jeśli obozy śmierci były niemieckie, a nie polskie, to współodpowiedzialności Polaków za Holocaust nie wolno kwestionować – to opinia wyrażana dość często w obecnym sporze.

Po trzecie, ogólnoeuropejskie tendencje prowadzące do Zagłady występowały najsilniej w Europie Środkowo-Wschodniej, na gruzach zniszczonych w I wojnie światowej imperiów, gdzie mieszały się wpływy różnych grup etnicznych, a państwa narodowe nie zdążyły się ugruntować. „Nie może dziwić fakt, że nacjonalizm i konflikty etniczne, które zatruły politykę, uczyniły z tych ziem największe cmentarzysko II wojny światowej” – pisał w 2015 roku Ian Kershaw w swojej wielkiej syntezie dziejów kontynentu „Do piekła i z powrotem. Europa 1914-1949”. O tym, że Niemcy zbudowali obozy śmierci w okupowanej Polsce, bo mogli tu liczyć na rzeszę pomocników, słyszeliśmy w ostatnich dniach wielokrotnie.

Po czwarte, powojenna historia Europy wyznacza drogę poszczególnych narodów od wyparcia prawdy o współodpowiedzialności za Zagładę, poprzez jej stopniowe odkrywanie i pracę nad sumieniem, aż do uznania własnej winy oraz rozmaitych aktów ekspiacji i zadośćuczynienia. „Uznanie Holocaustu jest naszym współczesnym biletem wstępu do Europy” – pisał Tony Judt w słynnym eseju zamykającym książkę „Powojnie. Historia Europy od roku 1945”, która jest najbardziej reprezentatywnym zapisem tej wizji. Proces ewolucji prowadzić ma od pamięci skoncentrowanej na historii narodowej oraz doświadczeniu własnego cierpienia i walki ku rozpoznaniu i przepracowaniu zbiorowej odpowiedzialności za radykalne zło. W bieżącej dyskusji nie brakowało przecież twierdzeń, że Polacy muszą wreszcie zrozumieć, że nie byli podczas wojny wyłącznie ofiarą i że nie stanowią pod tym względem żadnego wyjątku na tle europejskim.

Dominacja tych narracji sprawia, że najdrobniejszy argument na gruncie badań nad kolaboracją wystarcza za dowód współudziału w Zagładzie, który stawia się Polakom jako wspólnocie politycznej. To bardzo poważne i wielowymiarowe wyzwanie dla polskiej polityki pamięci, wymagające aktywności w wielu dziedzinach: badań naukowych, edukacji, promocji kultury, dyplomacji historycznej, wreszcie – rozwiązań prawnych. Polskie doświadczenie w wieku XX – z państwem podziemnym, brakiem kolaboracji na poziomie instytucjonalnym, „Żegotą”, karą śmierci dla szmalcowników i Sprawiedliwymi – znacznie odbiega od europejskiej normy. Z jednej strony to wielki potencjał, z drugiej – groźba osamotnienia w najważniejszych dyskusjach o przeszłości, czego dowodem jest spór o nowelizację ustawy o IPN. Stąd tak wielkie znaczenie dialogu z Izraelem i środowiskami żydowskimi. Polska opowieść o II wojnie światowej nie jest przecież negacją Holocaustu, przeciwnie – nadaje historii Zagłady odpowiedni kontekst i stanowi jej nieodzowne uzupełnienie.

Polska odpowiedź

Kluczowe dni tuż po przyjęciu przez Sejm nowych przepisów przyniosły szereg istotnych spostrzeżeń. Wiele mówiono o przegranej przez Polskę rywalizacji w serwisach społecznościowych, gdzie hasztag #PolishDeathCamps powtórzono na całym świecie miliony razy. Mimo rosnącego znaczenia nowych form komunikacji, punktem wyjścia były jednak publikacje najbardziej prestiżowych światowych mediów, powołujące się na opinie o polskim współudziale w Holocauście autorstwa historyków: Jana Tomasza Grossa, Jana Grabowskiego czy Yehudy Bauera. To właśnie historia akademicka jest obszarem, w którym wciąż mamy najwięcej do zrobienia.

Dlatego w Ośrodku Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego skupiamy się na dostępie do źródeł. W naszej internetowej bazie świadectw ZapisyTerroru.pl publikujemy relacje obywateli polskich, którzy podczas II wojny światowej doświadczyli cierpienia ze strony dwóch totalitaryzmów. W ten sposób powstaje największy zbiór świadectw ludności cywilnej okupowanej Europy. Relacje, dokładnie opisane, przeszukiwalne na zasadzie pełnotekstowej i przede wszystkim tłumaczone na język angielski, mają szansę odmienić obraz podwójnej okupacji w Polsce w światowej humanistyce. W 73. rocznicę wyzwolenia Auschwitz-Birkenau do „Zapisów Terroru” trafiły zeznania z procesu Rudolfa Hössa i pierwszego procesu oświęcimskiego – dwóch największych procesów w sprawie obozu, które toczyły się po wojnie w Polsce Ludowej. Przeszło tysiąc relacji, składanych przez Żydów, Polaków, Romów, Rosjan i ludzi innych narodowości, w ponad trzech czwartych po polsku, pozwala precyzyjnie odróżnić ofiary Auschwitz-Birkenau od niemieckich sprawców zbrodni.

Równie istotne jak nowe studia mikrohistoryczne, jest podjęcie dyskusji ze wspomnianymi wyżej wielkimi narracjami o II wojnie światowej. Jeśli nie zdobędziemy się na syntetyczne ujęcie kluczowych dylematów wieku XX z perspektywy polskiego doświadczenia, nasz punkt widzenia pozostanie niezrozumiały. Teorie totalitaryzmu, pojęcie „ludobójstwa”, geneza II wojny światowej, rola państw narodowych, idee wolności i solidarności jako odpowiedź na radykalne zło w XX wieku – to wątki międzynarodowej dyskusji o historii, w których polskiego głosu nie może zabraknąć. Byłoby to zresztą ze stratą dla samej debaty. Zadaniem instytucji polskiej polityki pamięci jest inspirować poważną refleksję w tym zakresie i popularyzować jej wyniki.

Materialnym śladem zbrodni niemieckich, a zarazem ich symbolem, są miejsca pamięci na terenach dawnych obozów koncentracyjnych i ośrodków Zagłady. To nie przypadek, że zarzut współudziału Polaków w Holocauście tak często przybiera postać zbitki słownej „polskie obozy śmierci”, przemawia ona bowiem do wyobraźni i sieje wizerunkowe spustoszenie. Troska o zachowanie pozostałości obozów jako miejsc pamięci służy utrwaleniu prawdy o ofiarach i sprawcach zbrodni oraz o metodach zabijania. Działania strony polskiej okazały się tu w ostatnim czasie bardzo skuteczne. W zeszłym roku, z inicjatywy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, międzynarodowa grupa ekspertów przyjęła w Wannsee tekst memorandum, określającego standardy działania poobozowych miejsc pamięci w oparciu o dobre praktyki stosowane w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau. Była to reakcja na liczne zaniedbania, występujące w tym zakresie poza granicami Polski, a których symbolem jest los pozostałości obozu koncentracyjnego w Gusen – miejsca cierpienia polskiej inteligencji. Władze austriackie dopuściły do zatarcia śladów obozu, na jego terenie powstało osiedle mieszkalne, a dawna brama obozowa służy dziś jako prywatna willa. Memorandum z Wannsee, którego tekst właśnie ukazał się drukiem w kilku językach, dowodzi zdolności organizowania międzynarodowego poparcia wokół polskich postulatów.

Izrael jako wzór

W toku dyskusji o nowelizacji ustawy o IPN wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki podkreślał wielokrotnie, że inspiracją dla nowej regulacji są przepisy obowiązujące w Izraelu i wielu innych państwach, sankcjonujące tzw. kłamstwo oświęcimskie. Wypada przypomnieć, że powszechna zgoda co do tego, że Holocaust stanowi centrum pamięci świata, jest późnym dziedzictwem – w pierwszych dziesięcioleciach po wojnie było to dalekie od oczywistości. Zmiany następowały powoli w latach 60. na fali procesu Eichmanna w Jerozolimie i frankfurckich procesów załogi Auschwitz-Birkenau. W kolejnej dekadzie kluczową rolę odegrał amerykański serial „Holocaust”, a finałem całego procesu było otwarcie Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie i premiera „Listy Schindlera” Stevena Spielberga w latach 90. Wymagało to wielkiego wysiłku instytucji państwa Izrael i środowisk żydowskich w Stanach Zjednoczonych, dużych nakładów finansowych i równoległych działań na wielu płaszczyznach: badań naukowych, edukacji, muzealnictwa i kultury popularnej. Polska znajdowała się wówczas za żelazną kurtyną, a najważniejsze debaty o historii XX wieku toczyły się bez naszego udziału.

Staramy się dziś nadrobić stracony czas, ale większość pracy wciąż jest przed nami. Kryzys wokół nowelizacji ustawy o IPN pokazuje, że przepisy prawa karnego przeciwko kłamstwu historycznemu to narzędzie skuteczne tylko w ramach szerszej strategii polityki pamięci, najlepiej jako jej zwycięskie zwieńczenie. W przeciwnym razie łatwo narazić się na falę protestu, a skutki mogą być przeciwne do zamierzonych, choćby w postaci rozpowszechnienia sankcjonowanych treści.

Dobra polityka pamięci, jak zresztą każda polityka, polega na właściwym rozpoznaniu przyjaciół i wrogów, a czasem na tym, by roztropnie ich sobie wybierać. Spór o historię z Izraelem i środowiskami żydowskimi nie powinien przysłaniać nam strategicznych kierunków działania. Na mapie pamięci bowiem, podobnie jak i w atlasie geograficznym, Polska leży wciąż między Rosją a Niemcami.

Autor jest historykiem idei, kierownikiem działu programowego Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego.

W sobotni wieczór, podczas uroczystości 73. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau, spór między Polską a Izraelem o nowelizację ustawy o IPN nabierał dopiero rozpędu. Wszystkich poruszyły słowa ambasador Anny Azari, która w ostatniej chwili zrezygnowała z przygotowanego tekstu i niemal całe wystąpienie poświęciła krytyce nowych przepisów. Rzecz zaskakująca z uwagi na atmosferę obchodów, obecność byłych więźniów i ocalonych z Zagłady, a także kontekst wzorowych w ostatnich latach stosunków polsko-izraelskich.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Co Ostatnie Pokolenie ma wspólnego z obywatelskim nieposłuszeństwem
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: Donald Tusk musi w końcu wziąć się za odbudowę demokracji