Akcja #metoo. Rewolucja samotnych

Ta kampania ma szanse nabrać podobnie rewolucyjnej dynamiki, jak przyznanie kobietom praw wyborczych czy rozpowszechnienie antykoncepcji. Daje możliwość przezwyciężenia lęku. Wstrząsa mitem bezpiecznej przeszłości: dla połowy ludzkości codzienność bowiem nigdy nie była bezpieczna! Przeciwnie, była źródłem trwogi, frustracji i wykluczenia – pisze publicysta.

Aktualizacja: 10.01.2018 16:34 Publikacja: 08.01.2018 17:52

Akcja #metoo. Rewolucja samotnych

Foto: AdobeStock

Dziś nie jest czas historii jako obietnicy przyszłości, ale niejako odwrotnie, historii rozumianej jako katastrofa. Postrzegamy siebie w kategorii wymierania" – twierdzi Marina Garcés, filozofka polityki z Barcelony. „To narracja samozagłady".

Ową apokaliptyczną nowomowę nieco inaczej ilustruje Paweł Kowal w tekście „Spragnieni tożsamości" w magazynie „Plus Minus" (21–22 października 2017). Autor pisze, że Europejczycy „zapomnieli i o swojej kulturze, i religii, nawet o swoich rodzicach i dziadkach". Kryzysem Zachodu nazywa stopniową utratę „religii, rodziny i sąsiadów", przywołując marzenie o powrocie do „dawno opuszczonych kościołów zamienionych na dyskoteki".

Tego rodzaju wizja zakłada istnienie jakiegoś mitycznego czasu przeszłego, w którym „rodzina, sąsiedzi i religia", słowem pewna swojskość (rozumiana również jako ojczyzna), była szczęśliwą i bezpieczną krainą. Nostalgiczna tęsknota za ową przestrzenią miałaby tłumaczyć popularność nacjonalistycznych populizmów, czy to w wydaniu polityki rządów niektórych państw narodowych, czy też regionalnych separatyzmów.

Kowal słusznie zauważa, że populistyczny nacjonalizm w żadnej z dwóch form nie oferuje przewrócenia tak zdefiniowanej sfery wartości. Jedynie żeruje na opisanych potrzebach emocjonalnych. Jednocześnie autor robi jednak wrażenie przygnębionego „opuszczeniem kościołów" i sugeruje, że rzeczywisty powrót mógłby być remedium na owe populizmy. Do czego konkretnie mielibyśmy jednak wracać?

Utopia swojskości

Ostatnio wpadła w mi ręce doskonała powieść Antonio Munoza Moliny „Jeździec polski". Pokazuje ona dychotomię między swojskością a kosmopolityczną wizją wielkiego świata, o którym marzy główny bohater w młodości.

„Swojskość" reprezentują ojciec i dziadek bohatera, ubodzy andaluzyjscy rolnicy i sprzedawcy warzyw. Przestrzegają oni przed utratą tożsamości: „poza naszymi ulicami i zwyczajowymi zajęciami, poza braterstwem wynikającym z więzów krwi, świat jest okrutną dżunglą, w której mogą przetrwać tylko łotry".

Na drugim biegunie Munoz Molina umieszcza wiecznie popularną – także w Polsce – grupę The Doors, a szczególnie piosenkę „Break out through". Bohater powieści Manuel słucha jej na okrągło. W ten sposób uczy się angielskiego i w konsekwencji decyduje na wybór zawodu, który otwiera przed nim bramy wielkiego świata: zostaje tłumaczem symultanicznym.

Marzenie Manuela się spełnia. Jako dojrzały mężczyzna, który żyje między Nowym Jorkiem a Brukselą, zauważa jednak, że głos dziadka jakby cały czas mu towarzyszył. Głos obnaża „pragnienie tożsamości", o którym pisze Kowal: Manuel zaczyna tęsknić za rodziną i swoją małą ojczyzną – andaluzyjską Maginą.

Siła opowieści Munoza Moliny polega na tym, że nie pozwala swojemu bohaterowi ulec ani jednej, ani drugiej uproszczonej wizji. Każe mu natomiast zakochać się w Amerykance, której ojciec pochodzi z tego samego miasteczka, co on. Kolekcja fotografii dokumentującej życie kilku pokoleń Maginy, którą kobieta odziedziczyła w spadku, prowadzi kochanków do skonfrontowania owych „więzów krwi" z rzeczywistością własnych wspomnień, pamięcią bliskich i zapisem klisz fotograficznych.

Wielowarstwowa rekonstrukcja przeszłości, swoista archeologia pamięci, prowadzi do banalnego, ale kluczowego odkrycia: w rodzinie, w kościele, wśród sąsiadów oraz w małej i wielkiej ojczyźnie, podobnie jak w wielkim świecie, są łotry i ludzie dobrze. Owa bezpieczna, swojska przestrzeń jest utopią, a podniesiona do rangi postulatu politycznego, staje się groźnym narzędziem manipulacji. Inaczej niż Paweł Kowal, Manuel uczy się, że jego tęsknota jest chimerą i warto szukać gdzie indziej.

Nieustanny lęk

Aktualną formą owego „odkrycia" Manuela jest kampania #metoo. Stawia ona na głowie ów mit swojskiej przestrzeni: bezpiecznej rodziny i najbliższego otoczenia (wspólnoty krwi, ale też małej czy dużej ojczyzny).

Akcja #metoo to nie tylko spektakularny obraz skali molestowania i przemocy na tle seksualnym. Pisałem na tych łamach o konieczności przemodelowania dyskusji o migrantach w kontekście pamiętnego sylwestra w Kolonii na przełomie 2015 i 2016 r. Po #metoo nikt już nie powinien mieć wątpliwości, że jest wystarczająco dużo „swoich", których zachowania wobec kobiet są nie tylko naganne, ale zwyczajnie kryminalne!

Jednak kampania #metoo to znacznie więcej. Ma ona wszelkie szanse nabrać podobnie rewolucyjnej dynamiki, jak przyznanie kobietom praw wyborczych czy odkrycie i rozpowszechnienie antykoncepcji. Dlaczego? Chyba pierwszy raz w historii na tak masową skalę i z taką siłą komunikowane jest doświadczenie najwyraźniej nierozłącznie związane z kobiecą cielesnością. To lęk. To przygnębiający, dzień w dzień doświadczany w różnych formach lęk, że moje ciało może paść ofiarą przemocy, o której wiem, że jestem wobec niej bezbronna. Lęk potęgowany zresztą przez wyśrubowany w naszych czasach kult kobiecego ciała. Ten kult jest dychotomicznym bratem bliźniakiem lęku o „przedmiot kultu".

Ów lęk często ukrywa się pod pozornie banalnymi zachowaniami, które dla niepoznaki mianujemy ostrożnością, roztropnością, dobrym wychowaniem etc., wpajanymi kobietom od najmłodszych lat. Nie zmienia to faktu, że determinuje on codzienność w jej najdrobniejszych aspektach: co dziś na siebie założę (czy będę wracać po ciemku? sama? będę jechała autobusem? w tłoku czy może w pustym pojeździe?), może nie wracać ścieżką na skróty w krzakach tylko nadłożyć drogi oświetloną ulicą, do toalety w klubie chodzić z koleżanką, nie mówiąc o codzienności kontaktów z osobami, które wykorzystują lub wzbudzają podejrzenie, że mogłyby wykorzystywać swoją pozycję (władzę) w otoczeniu zawodowym czy rodzinnym.

Paradoksalnie nawet nadużycia #metoo pokazują (w planie psychologicznym), jak silnym elementem potrzeby zerwania zasłony milczenia jest ów skrywany lęk. Wiąże się z tym świadomość, że do niedawna owe doświadczenia praktycznie nie były reprezentowane w ramach organizacji życia społecznego i politycznego. Świat urządzaliśmy my, mężczyźni, jak nam było dobrze i, niekiedy, jak wyobrażaliśmy sobie, że byłoby w nim dobrze kobietom. Masowa ilość świadectw #metoo świadczy o rozmiarze naszej porażki.

Nie dość zatem, że ów lęk okazuje się uniwersalnym doświadczeniem kobiecości, to nieskuteczne są także formy reagowania na nadużycia i przestępstwa w tej sferze: w wymiarze karnym, ale też, a może przede wszystkim, w wymiarze ludzkich emocji – w planie osobistym i społecznym.

W sferze kultury nie jest lepiej. Wystarczy zrobić małe ćwiczenie w myślach i wymienić dziesięć sławnych utworów literatury czy sztuk wizualnych, które opisują inne doświadczenia ciała (takie, które są też udziałem mężczyzn): przemoc wojny z punktu widzenia walczącego, głód, ale także erotykę. To żaden kłopot, prawda? A teraz poproszę dziesięć takich, które opisujących przemoc seksualną w codzienności (i lęk przed nią) z punktu widzenia kobiety – bez wojeryzmu i bez degradacji ofiary...

Zarówno w sferze społeczno-politycznej, jak i w sferze kultury, opisanemu lękowi towarzyszy zatem głęboka samotność. Kampania #metoo daje możliwość jej przezwyciężenia i wstrząsa owym mitem bezpiecznej, swojskiej przeszłości: dla połowy ludzkości codzienność owej przeszłości nigdy nie była bezpieczna! Przeciwnie, była źródłem trwogi, frustracji i wykluczenia.

Akcja #metoo jest szansą, aby nie wzdychać za powrotem kościołów zamienionych na dyskoteki, ale zabrać się za niezbędną przebudowę życia społeczno-politycznego motywowaną wolą ukrócenia owej repetycji przemocy i lęku. Swoistą perfidią jest w tym kontekście sublimacja owego zadania na podsycanie innej struktury lękowej: strachu przed „obcymi", którzy rzekomo przynoszą ową seksualną przemoc do „naszego" bezpiecznego świata.

Otwarta komunikacja emocjonalna

W tym duchu z radością dałem się uwieść powieści Munoza Moliny, który na długo przed #metoo również odwołuje się do sfery emocjonalnej: jego propozycją wyrwania się z zaklętego kręgu dychotomii naiwnego kosmopolityzmu i równie naiwnej wiary w rzekomo bezpieczny, swojski świat, jest... miłość.

Infantylne? Śmiechu warte? Chwileczkę: dlaczego emocje, które determinują życie każdego z nas, miłość, przyjaźń, ale też lęk czy złość, emocje, które jak wspomina Garcés czy Kowal, leżą u źródeł naszych globalnych wyzwań, mają nie stać się fundamentem zdefiniowania polityki na nowo? Tym bardziej, skoro właśnie możemy sobie unaocznić, że owa wyabstrahowana od nich polityka, organizująca życie społeczne i tworząca jego ramy prawne, sankcjonowała przemoc na taką skalę w mitycznym sercu „naszej" cywilizacji: rodzinie, sąsiedztwie, kościele i ojczyźnie?

Inspirowana terapią dla par metoda komunikacji bez przemocy dobrze sprawdza się jako narzędzie mediacji konfliktów politycznych. Opiera się na przekonaniu, że skuteczniej rozwiązywać spory, nie przekonując innych do naszych racji, ale skupiając uwagę na emocjonalnej kondycji stron. Zamiast o prawdzie i fałszu, warto opowiadać o potrzebach. Co czuję, czego się lękam? A co czuje druga strona? I co bym chciał/chciała, abyś zrobił/zrobiła, abym czuł/czuła się lepiej?

Tak jak #metoo pokazuje, jak głęboko zakorzeniona jest przemoc w szeroko rozumianej sferze seksualnej, i domaga się owej rewolucji życia społecznego, tak komunikacja bez przemocy to sygnał i jednocześnie drogowskaz, że nasza polityka wymaga innego myślenia: nie o racjach, ale o potrzebach.

Czy to może działać? Pod koniec października byłem gościem międzynarodowego festiwalu w Madrycie Transeuropa 2017. Obok Mariny Garcés i innych myślicieli, ludzi kultury oraz aktywistów wystąpiło także wielu polityków, którym bliski jest nurt tzw. municypalizmu. Byli wśród nich wiceburmistrzowie Madrytu i Gdańska oraz doradca burmistrza Palermo. Ich humanistyczny przekaz odwołujący się do autentycznej, otwartej komunikacji emocjonalnej z drugim człowiekiem, pozwolił mi zapomnieć o apokaliptycznej nowomowie.

„Utworzyliśmy równoległą radę miasta. Jej członków wybierają mieszkańcy Palermo, którym włoskie przepisy nie dają prawa udziału w wyborach" – opowiadał doradca burmistrza stolicy Sycylii, relacjonując, jak dzięki tej radzie jego ekipa mogła lepiej zrozumieć i odpowiedzieć na potrzeby osób, skądinąd wykluczonych z życia politycznego. „Nie rozumiem, dlaczego zrządzenie losu, które zadecydowało o tym, że mam rodziców Włochów, a ktoś inny nie, miałoby przesądzać, kto może żyć w tym mieście" – dodawał. „Mobilność powinna być prawem człowieka", niezależnie od płci, koloru skóry i wyznania.

Złudna nostalgia, tzw. kryzys uchodźczy i #metoo jawią się w tym kontekście jako aspekty większej całości. Aktualne doświadczenia wielu miast Europy pokazują, że mimo okopów nacjonalizmów i regionalizmów, inna polityka jest możliwa.

Autor jest pisarzem i menedżerem kultury, członkiem rady programowej stowarzyszenia „Humanismo Solidario"

Dziś nie jest czas historii jako obietnicy przyszłości, ale niejako odwrotnie, historii rozumianej jako katastrofa. Postrzegamy siebie w kategorii wymierania" – twierdzi Marina Garcés, filozofka polityki z Barcelony. „To narracja samozagłady".

Ową apokaliptyczną nowomowę nieco inaczej ilustruje Paweł Kowal w tekście „Spragnieni tożsamości" w magazynie „Plus Minus" (21–22 października 2017). Autor pisze, że Europejczycy „zapomnieli i o swojej kulturze, i religii, nawet o swoich rodzicach i dziadkach". Kryzysem Zachodu nazywa stopniową utratę „religii, rodziny i sąsiadów", przywołując marzenie o powrocie do „dawno opuszczonych kościołów zamienionych na dyskoteki".

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem