Nie jestem specjalistą od opisów wzruszeń religijnych czy też politycznych w dniach solidarnościowego „karnawału”, mam za to kilka osobistych doświadczeń i refleksji.
Ta pierwsza msza zaskoczyła nas na pełnym morzu, gdzieś na podejściu do Sundu, na pokładzie jachtu s/y „Wojewoda Koszaliński”. Właśnie spałem w koi zmęczony po świtowej wachcie, gdy zerwał mnie krzyk kapitana: „Wszyscy na pokład – komuniści też”.
Każdy, kto był w morzu, wie, co oznacza taka komenda, nawet z tym nietypowym dodatkiem o komunistach. Gdy wypadliśmy na pokład, ujrzeliśmy morze gładkie jak autostrada, a nad zejściówką stał dobrze nam znany poklejony plastrami odbiornik radiowy „Szarotka” służący niekiedy od biedy jako radionamiernik. W słoneczny, bezwietrzny poranek, na pełnym morzu wysłuchaliśmy całej mszy, tylko trochę zaskoczeni. Komuniści też.
Msza korytarzowa na Białołęce
Czasy były niespokojne, trwała zimna wojna, a każdej nocy na Bałtyku okręty NATO ganiały się z naszymi i różnie być mogło, bo nie paliły świateł. Różni bywali też kapitanowie łódek. Lubiliśmy kapitana Michalskiego, bo miał poczucie humoru. Opowiadano, że zadziwił go napis na budynku duńskiego Ministerstwa Obrony znajdującego się w pobliżu portu jachtowego w Kopenhadze, gdzie właśnie zawinął „Mariuszem Zaruskim”. „Ministerstwo Obrony. Czynne od 9 do 17”. Tak się zadziwił, że dopisał kredą na mahoniowych drzwiach i to po duńsku: „W czasie wojny czynne do 18”.
Świat się jednak zmieniał, a historia najnowsza nie szczędziła nam tak zwanych chwil przełomowych. Nieomylnym sygnałem, że oto takie nadchodzą, było powszechne wzmożenie religijne; kościoły się zapełniały, a lud Boży śpiewał: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Bóg mi świadkiem, że nie jestem szczególnie religijny, więc nawet mi na myśl nie przyszło, że kolejnej mszy wkrótce wysłucham również w dość nietypowym miejscu, bo w obskurnym korytarzu więzienia na warszawskiej Białołęce. Ale nie była to już msza radiowa, bo te zostały zdjęte z anteny Polskiego Radia w początkach stanu wojennego.