Idea społeczeństwa obywatelskiego budzi gorące spory. Każdy, w zależności od poglądów i opcji politycznej, definiuje ten termin po swojemu, a następnie tryumfalnie się ze swoim wyobrażeniem rozprawia. Zawsze można to, co się nam podoba, nazwać „prawdziwym społeczeństwem obywatelskim”, a to, co nam się nie podoba, „niecywilizowanym społeczeństwem obywatelskim” lub, podchodząc z innej pozycji politycznej, „neoliberalnym społeczeństwem obywatelskim” i, wydawałoby się, wszystko staje się jasne. Tyle tylko że ta dyskusja i stojąca za nią gra polityczna nie dotyczą jedynie pojęć.
Ci, którzy są przeciwnikami zbytniej ingerencji rządu w budowanie oddolnej tkanki społecznej, atakują oczywiście pomysły rządowe jako centralistyczne, ideologiczne i wyraźnie niebezpieczne. Z drugiej strony główny zwolennik tej zmiany, wicepremier Gliński, mówi o nich jako sposobie na wzmocnienie procesu samoorganizacji. W tym kontekście byłaby to tylko kwestia dyskusji o metodzie, bo ogólne przekonanie, że – w ostatecznym rozrachunku – chodzi o wzmocnienie społeczeństwa obywatelskiego, jest tu niewątpliwie wspólne. Zresztą korzenie Piotra Glińskiego silnie tkwią w środowisku tak rozumianego społeczeństwa obywatelskiego, gdzie różnorodność, spontaniczność są czymś wartościowym.
Poza ideologią
Michał Płociński w tekście „Utopia społeczeństwa obywatelskiego” („Plus Minus”, 23–24 września 2017 r.) w ogóle do wizji wiceministra Glińskiego się nie odwołuje. Dużo bardziej przekonuje go etatystyczno-lewicowe podejście, w którym atakuje się „społeczeństwo obywatelskie” za próby osłabiania państwa socjalnego, twierdzi wprost, że „mechanizmy rządzące tzw. trzecim sektorem są de facto antydemokratyczne”. Podkreśla, że „Jarosław Kaczyński, wzorem lewicowych krytyków trzeciego sektora i apologetów silnego państwa (opiekuńczego), w zdecydowany sposób społeczeństwo obywatelskie przeciwstawia społeczeństwu politycznemu. A idąc dalej: liberalną i elitarną wizję trzeciego sektora – równościowej demokracji”. Mamy tu więc wyraźne przewidywanie walki, nie zaś wzmacniania dotychczasowych form samoorganizacji. Starsi pamiętają sytuację, gdy Lech Wałęsa (opierający się wówczas na środowisku związanym z braćmi Kaczyńskimi), wywołując tzw. wojnę na górze, rozbił na polityczne frakcje ruch komitetów obywatelskich, który nie tylko istotnie przyczynił się do sukcesu Solidarności w wyborach parlamentarnych 1989 roku, ale też umożliwił zmianę władzy w wielu gminach w wyborach samorządowych w roku 1990.
Wolność i oddolność
A zatem – czym jest społeczeństwo obywatelskie w rzeczywistości? Czy to próba sprywatyzowania części zadań państwa, jak chcą jedni? Czy może wręcz przeciwnie, próba biurokratycznego ograniczenia prawideł działania rynku? Dychotomiczne pojmowanie rzeczywistości (albo państwo, albo rynek) musi prowadzić do swego rodzaju huśtawki, gdzie po przeregulowaniach w stosunku do wolnego rynku następuje faza deregulacji. Tymczasem idea społeczeństwa obywatelskiego dotyczy nie tyle (jak chcą tego krytycy) odpolitycznienia i odekonomizowania sfer działania społecznego, ile właśnie odzyskania dla obywateli tych sfer, które – jak się wydawało – ostatecznie zaanektowane zostały przez biznes (kapitał) i polityków (administrację). Tu chodzi o to, aby społeczeństwo obywateli nie zostało sprowadzone do społeczeństwa opiekuńczego, ale właśnie uzyskało szerszy wymiar – również ekonomiczny i społeczny. Idea „społeczeństwa obywatelskiego” byłaby wezwaniem do uobywatelnienia również społeczeństwa ekonomicznego i politycznego. Wtedy społeczeństwo obywatelskie nie byłoby „hybrydą rynku i państwa”, ale samoistnym bytem, który próbuje się wymknąć logice biurokracji i konkurencji.
Jest więc sfera działalności społecznej sferą wolności. A organizacje społeczne są formą samoorganizacji, która pozwala w długiej perspektywie czasu (wiele działań ad hoc może nie przyjmować form organizacyjnych) na realizowanie swoich wartości, promowanie własnych poglądów, obronę własnych interesów. Obywatele mają więc nie tylko prawo się zrzeszać, ale także obowiązek organizować się do obrony własnych wolności i praw. Inaczej komercja i biurokracja sprowadzą ich do poziomu konsumentów i poddanych, a nie wolnych obywateli.