Rozpoczęty pod ścisłym sanitarnym nadzorem tegoroczny 28. Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w niczym nie przypomina kipiących energią wcześniejszych kieleckich wystaw pełnych ciężkiego sprzętu, setek firm uczestniczących w zbrojeniowym wyścigu, tłumu kupców i gości w mundurach.

Ale katastrofy nie ma. Udało się zgromadzić ponad 170 firm z kilkudziesięciu krajów, w tym elitę producentów uzbrojenia rakietowego – od Raytheona i Lockheed Martin z USA po brytyjską część Europejskiego Domu Rakietowego MBDA. Niewątpliwie to determinacja prezesa TK Andrzeja Mochonia i jego targowej ekipy sprawiła, że ogromny wystawowy kompleks wyszedł z covidowej hibernacji i ożył. Jedna rzecz na MSPO nawet w czasach pandemii pozostała niezmienna: wrześniowy zbrojeniowy salon w stolicy ziemi świętokrzyskiej zwykle odzwierciedlał aktualny stan modernizacji polskiej armii – tu rodzimi producenci i globalne koncerny kusiły decydentów z MON orężem, który akurat ma priorytet w planach Inspektoratu Uzbrojenia. Tak jest i w tym roku, tyle że inwestycyjny entuzjazm przybladł. Niezniechęcona grupa Leonardo przekonuje do zamawiania włoskich śmigłowców dopasowanych do polskich programów modernizacyjnych o kryptonimach: „Kruk", „Perkoz „Kondor". – Takie kontrakty tchnęłyby nowy impuls rozwojowy w polskie zakłady w Świdniku – przekonuje Marco Lupo, prezes firmy. Swoje wiropłaty zachwala też obecny w Kielcach amerykański Bell.

Skutki pandemii widać po skromnych stoiskach Polskiej Grupy Zbrojeniowej. PGZ podpisała w Kielcach z czeską Tatrą porozumienie o współpracy przy budowie wielozadaniowego opancerzonego pojazdu wysokiej mobilności, który pilnie potrzebny jest w roli wozu dowodzenia, np. dywizjonów artyleryjskich.

Jaśniejszym punktem tegorocznej wystawy jest bez wątpienia brytyjska wystawa narodowa. To nie przypadek, że dominuje na niej broń rakietowa: jej producent MBDA UK od lat szykuje ofertę i konsekwentnie zabiega w Warszawie o zamówienia na oręż do polskiej tarczy powietrznej krótkiego zasięgu o kryptonimie „Narew".